Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

CLO: koszt leczenia jednego poparzonego - nawet 400 tys. zł

0
Podziel się:

#
dochodzi szersza wypowiedź dr. Nowaka
#

# dochodzi szersza wypowiedź dr. Nowaka #

19.09. Katowice (PAP) - Nawet 400 tys. zł może kosztować leczenie jednego poparzonego górnika nowatorską metodą przeszczepu tkanek pobranych od pacjenta i namnożonych w pracowni siemianowickiego Centrum Leczenia Oparzeń (CLO). Specjaliści z CLO wskazują jednak na problemy z refundacją tej metody.

W wyniku katastrofy w rudzkiej części kopalni "Wujek" w piątek zginęło 12 górników, w sobotę w szpitalu zmarła 13 ofiara wypadku. 41 osób odniosło obrażenia. W siemianowickiej "oparzeniówce" jest obecnie 18 rannych górników. Przyczyną katastrofy - według wstępnych ocen - był zapłon metanu, niektórzy eksperci mówią też o możliwości wybuchu tego gazu.

"Przy takich obszarach, które są zajęte, wszyscy górnicy u nas kwalifikują się do tej metody. Będziemy musieli rozpocząć hodowlę u wszystkich pacjentów i przygotować ich do tego typu leczenia. To metoda o wiele lepsza niż tradycyjne przeszczepy jeśli chodzi o odległe skutki" - powiedział PAP w sobotę dyrektor CLO dr Mariusz Nowak.

Zaznaczył jednak, że procedura ta jest finansowana na podstawie indywidualnej zgody. "Mamy duże kłopoty, NFZ - choć trwają rozmowy na ten temat - nie ma tej procedury ujętej. Podobnie ministerstwo, gdzie są to procedury wysokospecjalistyczne. (...) To nowa metoda leczenia, trzeba ją jakoś sfinansować" - mówił dyrektor CLO.

Nowak wyjaśnił, że nie sposób określić jednostkowego kosztu takiego leczenia, ponieważ jego specyfika wobec każdego pacjenta jest inna. Sama hodowla i dokonanie przeszczepu to rząd 50-250 tys. zł. Koszty leczenia ciężko poparzonego pacjenta dochodzą czasem do 300-400 tys. zł. Wdrażając takie leczenie wobec ofiar piątkowej katastrofy, siemianowicka placówka zadłuża się.

W leczeniu lżejszych oparzeń najczęściej stosuje się tzw. autologiczne przeszczepy naskórka (pobiera się go z innej części ciała pacjenta, bo minimalizuje to prawdopodobieństwo odrzucenia go przez organizm). Metoda ta jednak nie może być stosowana w przypadku osób w ciężkim stanie, którzy mają oparzone znaczne powierzchnie ciała.

Takie obrażenia ma większość górników leżących w Siemianowicach. Dzięki działającej tam pracowni hodowli tkanek, lekarze mogą próbować pomóc poszkodowanym, pobierając od nich niewielki, parocentymetrowy fragment skóry. Hodowla pobranych z niego komórek trwa trzy, cztery tygodnie, w tym czasie pacjenci otrzymują opatrunki biologiczne - z banku tkanek.

Z 4 cm kw. naskórka można wyhodować wystarczającą ilość komórek, by pokryć nawet 60 proc. ciała. Pobrana tkanka jest "roztrawiana", dzielona na komórki i namnażana z użyciem specjalnego preparatu. Potem komórki nakładane są na ciało pacjenta za pomocą kleju fibrynowego, po czym już w organizmie namnażają się komórki skóry właściwej i naskórka.

W banku tkanek przechowywana jest tzw. skóra allogeniczna. Pobierana jest ona od zmarłych i odpowiednio preparowana; m.in. sterylizowana radiacyjnie, służy następnie jako opatrunek biologiczny, o wiele lepiej spełniający swoją funkcję niż tradycyjne opatrunki. Są one przechowywane w stanie głębokiego zamrożenia, w temperaturze minus 196 stopni, zapewnianej dzięki użyciu ciekłego azotu. To zapewnia trwałość opatrunku nawet na kilka lat.

Pracownia hodowli komórek i tkanek in vitro oraz bank tkanek działają w siemianowickim Centrum Leczenia Oparzeń od marca ub. roku. To jedyny taki ośrodek w kraju, a także jeden z trzech - obok Warszawy i Bydgoszczy - banków skóry. Dotąd dokonano w Siemianowicach 10 takich przeszczepów.

Dyrektor Nowak wskazywał w rozmowie z dziennikarzami konieczność systemowych rozwiązań w leczeniu oparzeń. Podkreślił, że trzeba kształcić lekarzy specjalistów w tej dziedzinie. "Żebyśmy za pięć-sześć lat nie mieli kłopotów, że nie będzie miał kto leczyć oparzeń i ran przewlekłych. Jest niezbędna kombustiologia (dziedzina medycyny dotycząca leczenia oparzeń - PAP) jako podstawowa specjalizacja. Może to być nawet 50 lekarzy w kraju, ale żeby oni byli" - podkreślił dyrektor CLO.

"Problemem jest też prawidłowe rozliczanie OIOM-u oparzeniowego. Trzeci duży problem - trzeba się ukłonić w kierunku nowych metod leczenia, czyli hodowli tkanek" - powiedział Nowak.

Olbrzymim problemem - kontynuował dyrektor - jest to, że NFZ nie rozlicza oparzeń dróg oddechowych, bo po prostu nie ma takiej procedury. "Wszyscy przyjęli, że oparzyć można skórę, a nie drogi oddechowe. O tym trzeba mówić, to są problemy, których urzędnicy powinni słuchać" - podkreślił.

Zaznaczył, że jego szpital obecnie nie ma doraźnych potrzeb związanych z leczeniem poszkodowanych w ostatnim wypadku, placówkę wspiera też Katowicki Holding Węglowy, do którego należy kopalnia.(PAP)

mtb/kon/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)