Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Eksperci: nieskuteczny dozór wśród przyczyn wypadków w kopalniach

0
Podziel się:

Brak autorytetu, a często i kwalifikacji osób dozoru górniczego,
przymykanie oka na naruszanie procedur, wciąż niewystarczająca lub nietrafiona profilaktyka - to
przyczyny, składające się - w ocenie znawców górnictwa - na wysoką wypadkowość w kopalniach.

Brak autorytetu, a często i kwalifikacji osób dozoru górniczego, przymykanie oka na naruszanie procedur, wciąż niewystarczająca lub nietrafiona profilaktyka - to przyczyny, składające się - w ocenie znawców górnictwa - na wysoką wypadkowość w kopalniach.

W zeszłym roku w kopalniach węgla kamiennego i zatrudnianych przez nie firmach usługowych doszło do ponad 2,6 tys. rozmaitych wypadków - średnio po dziesięć w każdy dzień roboczy. Zginęło 15 górników. Tylko w styczniu tego roku górnicza praca pochłonęła już siedem ofiar. Najczęstszą przyczyną były ludzkie błędy i lekceważenie procedur.

Po tej tragicznej serii wypadków Wyższy Urząd Górniczy (WUG) wzmógł działania, mające przeciwdziałać wypadkom. Uruchomiono "telefon zaufania" i adres e-mail, gdzie górnicy mogą informować o nieprawidłowościach. Urząd rozpoczął też promowanie dobrych praktyk bezpiecznej pracy, licząc, że także kopalnie węgla - wzorem innych firm - przyjmą program "zero tolerancji" dla łamania przepisów. Prezes WUG chce też przeglądu stanowisk w kopalniach oraz określenia faktycznych strategii bezpieczeństwa dla każdej z nich. Zapowiada dalsze, rygorystyczne kontrole.

Pytani przez PAP eksperci na ogół pozytywnie przyjmują inicjatywy WUG, powątpiewają jednak, by te działania mogły przynieść radykalną zmianę podejścia do spraw bezpieczeństwa w górnictwie. Zarówno były prezes tego Urzędu, specjalista z zakresu ratownictwa górniczego, dr Piotr Buchwald, jak i b. górnik, ratownik i wiceminister ds. górnictwa, Jerzy Markowski, wskazują na głębsze niż tylko błędy pojedynczych górników przyczyny wypadkowości.

"Pracownicy fizyczni wykonują swoje czynności na skróty, ponieważ jest na to akceptacja przełożonych, biorąca się często z bojaźliwości czy braku kompetencji osób dozoru. Na dodatek dozór nie ma wystarczającego wsparcia z góry" - ocenił dr Buchwald.

B. prezes WUG zwrócił uwagę, że kulturę bezpieczeństwa kształtują nie kontrolerzy, ale pracownicy kopalni i ich pracodawcy, choć wpływ na nią ma także właściciel (Skarb Państwa), który powinien być swoistym regulatorem wszystkich działań i egzekwować realizację strategicznych celów - także w dziedzinie bezpieczeństwa.

"W mojej ocenie +ryba psuje się od głowy+. Nie widzę czytelnej strategii dla górnictwa, opracowanej przez właściciela. Z drugiej strony mamy do czynienia z kiepskim dozorem, który nie jest w stanie zapewnić odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa wykonywania robót górniczych. Ale ten przeciętny dozór nie ma równolegle żadnego wsparcia ze strony kierownictwa" - uważa Buchwald.

Jego zdaniem, afiszowanie się przez kopalnie certyfikatami bezpieczeństwa to często fikcja, bo w większości kopalń ich zapisy pozostają na papierze. Równie mylące - jak mówił - jest szafowanie wielomilionowymi kwotami, jakie spółki węglowe wydają na bezpieczeństwo, ponieważ w tych kwotach jest wiele pozycji, które nie mają faktycznego wpływu na spadek wypadkowości. Według b. prezesa, tak rozumiane bezpieczeństwo bywa pozorne - zamiast skuteczne.

Opinię o bojaźliwości osób dozoru (niższego i wyższego), postawionych między kierownictwem kopalni a pracownikami, podziela b. wiceminister i senator, Jerzy Markowski, który przeszedł wszystkie szczeble górniczej kariery. Wskazuje, że rola człowieka, który z jednej strony odpowiada przed kierownictwem za wykonanie zadań produkcyjnych, z drugiej ma bezpiecznie i logicznie organizować pracę załogi, wymaga autorytetu.

"Z całą pewnością można powiedzieć, że autorytet dozoru - sztygara czy nadsztygara, który w górnictwie przez lata był czymś oczywistym, uległ zatraceniu. Kiedyś sztygar był na kopalni kimś. Dziś boi się nie tylko swoich szefów, ale często i podwładnych, którzy odmawiają mu prawa do stanowczego upominania, wykonując robotę po swojemu. Bywa, że sztygar bez autorytetu po prostu boi się egzekwować pewne sprawy" - uważa Markowski.

Obaj eksperci przyznają, że zwykli górnicy - czego dowiodły np. analizy przyczyn poszczególnych poważnych wypadków - często nie mają elementarnej wiedzy o technologii, w jakiej powinny być prowadzone konkretne roboty. Jej przygotowanie oraz szczegółowy projekt prac to warunek ich prowadzenia - bez tego nadzór górniczy nie pozwoli na rozpoczęcie robót. Ale zapisy tych dokumentów często nie przekładają się na realne działania górników.

"Dozór po prostu przekazuje górnikom, co jest do zrobienia, a oni często robią to po swojemu, zgodnie z wypracowanymi nawykami. Tymczasem to do dozoru należy pilnowanie roboty - nie tylko tego, żeby została wykonana, ale także tego, by była wykonana dobrze i bezpiecznie" - podkreśla b. wiceminister.

Także dr Buchwald wskazuje na brak wystarczającego dialogu, zarówno między dozorem a kierownictwem, jak i między dozorem a pracownikami; dostrzega też zanik relacji mistrz-uczeń w odniesieniu do młodych górników, których przybywa w kopalniach. "Mistrz to także ktoś, kto potrafi dać pracownikowi +po łapach+ za złą pracę i niebezpieczne zachowania" - tłumaczy.

Zdaniem obu ekspertów, zapisy w dokumentacji robót często rozmijają się z górniczą praktyką. Tymczasem - jak mówił Markowski - to właśnie dokumenty i projekty najczęściej są kontrolowane przez inspektorów, bo trudno skontrolować pracę konkretnego górnika na każdym stanowisku. Dlatego tak ważna jest skuteczność kopalnianego dozoru oraz jego właściwe przygotowanie praktyczne.

Przedstawiciele WUG podkreślają jednak, że inspektorzy nadzoru sprawdzają nie tylko dokumenty, ale przede wszystkim praktykę. Na dowód przytaczają dane za ubiegły rok, kiedy inspektorzy zatrzymali pracę blisko 1,4 tys. maszyn i urządzeń, a prawie 360 razy wstrzymywali nieprawidłowo prowadzone roboty górnicze. Takich przypadków było blisko 30 proc. więcej niż rok wcześniej.

Rzeczniczka WUG, Jolanta Talarczyk, przyznaje jednak, że wiele usterek bądź nieprawidłowości, wykrywanych podczas kontroli, powinno być zauważonych wcześniej przez osoby dozoru. "To one powinny inspirować podjęcie odpowiednich działań naprawczych, ponieważ to pracodawca jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo załogi" - powiedziała rzeczniczka. WUG chce skłonić kopalnie do wypracowania rzeczywistych mechanizmów kontroli wewnętrznej.

"Nie pomogą doraźne kontrole czy telefony interwencyjne, jeżeli nie nastąpi przywrócenie właściwej roli dozoru w kopalniach. Potrzebne jest także większe zaangażowanie kierownictwa, którego członkowie dziś często w ogóle osobiście nie zjeżdżają pod ziemię - to także świadczy o ich podejściu do sprawy. Trzeba też docierać do świadomości górników przykładami i takimi środkami przekazu, które są dla nich zrozumiałe" - wyliczał Markowski.

Także dr Buchwald wskazał na konieczność wzmożonej profilaktyki i prewencji w kopalniach. Jak wyliczył, przemyślane i dobrze prowadzone działania prewencyjne kosztują zaledwie ok. 10 proc. tego, ile kosztują poważne akcje ratownicze w górnictwie czy działania odtworzeniowe.

Marek Błoński (PAP)

mab/ bno/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)