Włoski ekspert w dziedzinie ekologii i zatrucia środowiska Dario Savini powiedział PAP, że nie istnieją skuteczne metody "uzdrowienia" terenu oraz rzek w przypadku takich katastrof, jak na Węgrzech, gdzie doszło do wycieku czerwonego szlamu z huty aluminium.
"Najcięższe trucizny pozostaną tam setki lat" - podkreślił doktor Savini z Wydziału Ekologii na Uniwersytecie w mieście Pavia. Nie wykluczył jednak i tego, że zatrute rzeki mogą "wyleczyć się same".
"Zasadniczym problemem w tym przypadku jest zanieczyszczenie przez aluminium i inne metale ciężkie, takie jak ołów, miedź, rtęć, oraz kumulacja tych substancji w łańcuchu pokarmowym w rzekach. Organizmy filtrujące, takie jak małże, gromadzą wiele z tych substancji w swym ciele, a są one pożywieniem ptaków i ryb, które z kolei powiększają ich koncentrację w swych tkankach, zarówno w organach wewnętrznych, jak wątroba, jak i w mięśniach" - wyjaśnił Dario Savini.
"W ten sposób - zauważył - substancji tych nie można wyeliminować przez bardzo długi czas, nawet setki lat".
Zdaniem Saviniego choć nie ma skutecznych metod ratowania środowiska w przypadku katastrof o tak szerokim zasięgu, to z drugiej strony środowisko ma także dar "silnej odporności". Oznacza to, jak wytłumaczył, że jeśli rzeka nie została uregulowana brzegami z cementu, to sama jej roślinność może zagwarantować "biouzdrowienie" osadów.
"Jeśli wypadki tego typu dotyczą rzek o naturalnym biegu, z bogatą roślinnością i z niewielkimi ingerencjami ze strony człowieka, możliwe jest, że z czasem wyleczą się one same" - podsumował włoski specjalista.
Wyraził opinię, że konieczna jest obserwacja żywych organizmów, które pozostały na zatrutych terenach, i sprawdzenie zawartości w nich toksycznych substancji. Niezbędna jest też kwarantanna pól uprawnych w rejonie katastrofy - dodał Savini.
Sylwia Wysocka(PAP)
sw/ mmp/ mc/