Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Etnografka: Boże Narodzenie to na Śląsku "Godne Święta"

0
Podziel się:

Boże Narodzenie to dla starszego pokolenia na Górnym Śląsku "Godne Święta",
co tłumaczono potrzebą godnego świętowania tak wyjątkowego czasu - wskazuje etnografka Bogusława
Brol-Pawlicka z Muzeum w Tarnowskich Górach.

Boże Narodzenie to dla starszego pokolenia na Górnym Śląsku "Godne Święta", co tłumaczono potrzebą godnego świętowania tak wyjątkowego czasu - wskazuje etnografka Bogusława Brol-Pawlicka z Muzeum w Tarnowskich Górach.

"Starsze pokolenie mówiąc o świętach Bożego Narodzenie powie tu +Święta Godne+, spotkamy się na +Gody+. To teraz może być rozumiane trochę inaczej, w tradycji ludowej to jednak tak wyjątkowy czas, że musi być godnie świętowany" - wyjaśniła specjalistka. Jak zaznaczyła specjalnym określeniem jest też wieczerza wigilijna.

"Przez cały rok jemy zwykle +kolację+, a w Wigilię - wieczerzę. Często starsze pokolenie mówi, że idą wieczerzać, czyli idą na kolację, ale w +wieczerzy+ jest emocjonalny nacisk, że wszystko jest inne. Uroczyste, dostojne, niepowtarzalne" - wskazała Brol-Pawlicka.

"Tego dnia zasiadamy do stołu, kiedy niebiosa dają nam znak. Spożywany zupełnie inne potrawy, które są zarezerwowane na ten wieczór, np. potrawy z dodatkiem maku były spożywane tylko i wyłącznie wtedy. W słowiańskim kręgu kulturowym mak posiadał specjalne znaczenie, związane z zaduszkami, a wiadomo, że w tym dniu przybywają duchy zmarłych" - wyjaśniła etnografka.

Na śląskich stołach dwanaście potraw pojawiało się sporadycznie. Zwykle przestrzegano liczb nieparzystych i najbardziej prawdopodobna ilość to 5-7. Trzeba m.in. pamiętać, że poprzednim pokoleniom pod względem ekonomicznym żyło się nieporównywalnie gorzej: były to czasy wojen, wielkiego kryzysu, bezrobocia.

Zwyczajowo podawano moczkę (zupa piernikowa, czasem z bakaliami) i siemieniotkę (wywar z siemienia lnianego zwykle dosładzany przez dzieci). Tradycją były makówki. Niektóre rodziny nie wyobrażały sobie Wigilii bez zupy grzybowej. Uszka i pierogi raczej przywędrowały już później ze Wschodu. Karp pojawił się w regionie stosunkowo późno - w latach 30. ub. wieku. Wcześniej nie było tradycji smażonych ryb, w wigilię jadano natomiast na Śląsku postne śledzie.

Obyczaj dzielenia się opłatkiem w niektórych miejscach Górnego Śląska jest praktykowany od lat powojennych. W wielu regionach Polski, gdzie silnie promieniował wpływ dworów, był znany o wiele wcześniej; istnieje tam również tradycja wykonywania ozdób opłatkowych. Jednak na Śląsku łamanie się opłatkiem weszło w obyczaj głównie dzięki Kościołowi i mediom.

Etnografka przypomniała, że industrializacja Górnego Śląska rozpoczęła się z końcem XVIII w. Ówcześni górnicy przychodzili do pracy z okolicznych wiosek; wcześniej byli chłopami utrzymującymi się z roli. Stąd też dawniej obchody świąt w rodzinach górniczych nie różniły się specjalnie od obchodzonych w rodzinach wiejskich.

Mimo, że ostatnie stulecie okazało się rewolucyjne dla tradycji, wigilijny stół trwa niemal niezmiennie - jest na nim niemal wszystko zebrane z ogrodów, pól, sadów, lasów i wody. "Przy familokach, które potem stanęły w pobliżu zakładów, zdarzały się jakieś miniogródeczki, ale raczej nikt w nich konopi na siemieniotkę nie uprawiał. Wszystko więc trzeba było kupić, ale np. tradycja spożywania maku pozostała, mimo że był to kupny mak" - zaznaczyła Brol-Pawlicka.

Na Śląsku, nie tylko w rodzinach górniczych, Wigilia, a także pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia gromadziły zwyczajowo tylko domowników. Nie chodzono wtedy w gości, był to czas dla rodziny. Ta zasada zaczęła się zmieniać dopiero w latach 80. ub. wieku.

Śpiewanie kolęd po wieczerzy wigilijnej i późniejsze kolędowanie po domach wynikały z tradycji. Wiązały się jednak z silnym w regionie zwyczajem muzykowania i śpiewania, co z kolei wynikało ze specyfiki dawnego górnictwa. Dawniej praca w kopalniach odbywała się w skupieniu i ciszy. Nasłuchiwano nadchodzących niebezpieczeństw - stękających filarów czy trzeszczących stempli. Niejako dla równowagi przy kopalniach powstawały orkiestry i chóry, w których grali górnicy. Już spontaniczne muzykowanie przenosiło się na rodziny, a w święta - na kolędowanie.

Po wieczerzy wigilijnej, po kolędowaniu, po prezentach, czekano na pasterkę. Był nawet zwyczaj, by jak najszybciej wejść do kościoła, bo to miało zapewnić pomyślność w nadchodzącym roku. Gospodarze czasem ścigali się do świątyni, by przyszłoroczne plony jak najszybciej znalazły się w stodołach i spiżarniach.

Elementem wystroju Bożego Narodzenia - zanim w latach 30. ub. wieku stopniowo rozpowszechniły się choinki - na Śląsku były połaźniczki: przyozdabiane gałązki świerkowe zawieszane nad drzwiami lub pod sufitem.

W regionie przez długi czas od choinki ważniejsza była betlejka - bożonarodzeniowa szopka. Młode małżeństwa często w prezencie ślubnym dostawały figury Matki Boskiej, św. Józefa i Dzieciątka. Potem betlejki rozrastały się stopniowo o kolejne figury lub elementy wystroju - kupowane lub wykonywane samodzielnie.

Choinki przed drugą wojną światową stały się modne nie tylko w domach najzamożniejszych, ale też średniozamożnych. Często wynikało to z faktu, że w rodzinach domach najstarsze, jeszcze niezamężne córki, wysyłano na służbę do bogatszych, niemieckich zwykle domów. Stamtąd kopiowano część zwyczajów - dotyczyło to tak choinek, jak i np. wystroju wnętrz.

Specyfikę typowo górniczą miało pierwsze z obchodzonych na Śląsku grudniowych świąt - przypadająca 4 grudnia Barbórka. Z tej okazji dzieci również otrzymywały prezenty. Górników i ich rodziny obejmowała dyspensa: odbywały się karczmy górnicze, zabawy. Pracujący na kopalni mężczyźni zwykle przynosili do domów rzadkie na co dzień np. w początkach XX w. jedzenie. Dzieci miały wtedy okazję zjeść np. kilka kawałków wursztu (kiełbasy) i parę żymeł (bułek).

Bożonarodzeniowe prezenty dla dzieci (na Śląsku nie od Aniołka czy Gwiazdora, a Dzieciątka) były możliwie okazałe. Składały się orzechów, jabłek i innych łakoci lub praktycznych i potrzebnych ubrań czy zabawek. Niektóre rodziny żyły jednak na tyle skromnie, że mogły sobie pozwolić tylko na spruty i przerobiony już za mały sweter czy jedną parą łyżew dla całego rodzeństwa.(PAP)

mtb/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)