Około 200 hutników wtargnęło w poniedziałek do lokali dyrekcji koncernu ArcelorMittal we Florange na wschodzie Francji - informują media. Robotnicy grożą długim protestem, jeśli właściciel nie wznowi tam produkcji stali.
Na apel branżowych związków zawodowych hutnicy, ubrani w kaski i kombinezony robocze, zajęli rano biura kierownictwa koncernu, gdy pomieszczenia te były jeszcze puste. Robotnicy domagają się ponownego uruchomienia dwóch wielkich pieców huty we Florange (Lotaryngia), których pracę wstrzymano w ubiegłym roku z powodu zmniejszenia się zamówień na stal.
Po zajęciu pomieszczeń związkowcy wznosili okrzyki "Mittal, chcemy pracy!" i "Florange należy do nas".
"Pozostaniemy w tych biurach aż do czasu gdy wielkie piece zaczną ponownie działać" - oświadczył w obecności dziennikarzy Edouard Martin z kierownictwa miejscowego syndykatu CFDT.
Związkowcy zapowiadają, że jeśli ich postulaty nie zostaną spełnione, będą kontynuować okupację pomieszczeń przez wiele dni, a dodatkowo rozbiją namioty na trawnikach wokół siedziby firmy. Protestujący apelują także do władz państwa o uratowanie huty, grożąc, że w przeciwnym wypadku Florange "stanie się koszmarem dla rządu".
Lotaryńska fabryka koncernu ArcelorMittal - światowego lidera w produkcji stali - zatrudnia w sumie 5 tys. osób, w tym 3 tys. na stałe. Dyrekcja firmy ogłosiła ostatnio, że z powodu malejącego popytu nie wznowi w nadchodzącym kwartale pracy stalowni. Produkcję stali wstrzymano tam w zeszłym roku.
Dyrekcja podkreśla, że w tym wypadku nie zdecydowała o definitywnym zamknięciu fabryki, jak to stało niedawno z innymi zakładami ArcelorMittal - w Liege i Madrycie.
Związkowcy obawiają się jednak, że okresowe zamknięcie pieców hutniczych jest pierwszym krokiem do likwidacji huty i masowych zwolnień.
Z Paryża Szymon Łucyk (PAP)
szl/ az/ ap/