Gen. Marek Tomaszycki, który dowodził pierwszą zmianą polskiego kontyngentu w Afganistanie zeznał we wtorek, że doniesienia o wadliwości pocisków do moździerza LM-60, z jakiego ostrzelano afgańska wioskę Nangar Khel, nie znalazły wtedy potwierdzenia.
Jak mówił, w Afganistanie dochodziły do niego skargi na broń i amunicję, w tym doniesienia, że pociski z LM-60 "koziołkują" bardziej niż przewidują to normy.
Generał, zeznał, że "dowódca Polskiej Grupy Bojowej, na podstawie zebranych od żołnierzy danych nie potwierdził tych informacji".
"Problem z LM-60 przekazano do Dowództwa Operacyjnego i Dowództwa Wojsk Lądowych celem przeprowadzenia prób i testów. To było jeszcze przed wydarzeniem z Nangar Khel. Odpowiedź przyszła, że wszystko jest dobrze; nakazano zwrócić uwagę na podłoże na którym ustawiane są moździerze" - dodał generał.
Jak przekonywał, "naturalną rzeczą jest, że przy strzelaniu z moździerza pewna ilość pocisków koziołkuje". Wyjaśnił, że aby pociski zostały uznane za wadliwe określona partia z nich musiałaby okazać się nieprawidłowa; nie potrafił sprecyzować procentowo jaka.
Wady broni i amunicji to, jak przekonują obrońcy oskarżonych żołnierzy, jeden z powodów tragedii, która rozegrała się w sierpniu 2007 r. w rejonie Nangar Khel. W wyniku ostrzału zginęło wtedy kilkoro cywili, także kobiety i dzieci. (PAP)
ktl/ wkr/ jbr/