(walki w Ramadi, więcej o walkach koło Bakuby)
27.10.Bagdad (PAP/AP,Reuters,AFP,pr.) - Październik okazał się dla wojsk USA jednym z czterech najkrwawszych miesięcy operacji irackiej, ale od kilku dni natężenie ataków rebelianckich słabnie.
Dzieje się tak być może dlatego, że zakończył się ramadan, święty miesiąc, w którym partyzanci tradycyjnie są aktywniejsi niż zwykle.
Jednak walki nie ustały: w piątek partyzanci ostrzelali wojska USA w Ramadi, 110 km na zachód od Bagdadu, a poprzedniego dnia zabili 24 irackich policjantów w zasadzce koło Bakuby, 60 km na północny wschód od stolicy.
Według stanu z piątku rano, od 1 października poległo w Iraku co najmniej 96 żołnierzy USA, tylu, ile w całym październiku 2005 r. Rosnące straty podsyciły nastroje antywojenne w USA i zrodziły tam lawinę żądań, by zmienić amerykańską strategię w Iraku.
Od początku interwencji w marcu 2003 roku były tylko trzy miesiące, kiedy Amerykanie stracili więcej żołnierzy: styczeń 2005 - 107, kwiecień 2004 - 135 i listopad 2004 - 137.
Dowódcy wojsk USA tłumaczą wyraźny wzrost liczby poległych udziałem żołnierzy USA w wielkiej operacji antyterrorystycznej w Bagdadzie, ale także tym, że partyzanci sunniccy i bojówkarze irackiej Al-Kaidy nasilili ataki w związku z ramadanem i nadchodzącymi wyborami do Kongresu USA.
Rzecznik amerykańskiego dowództwa w Iraku, generał William Caldwell, powiedział, że fala przemocy w Bagdadzie osłabła wraz z zakończeniem ramadanu, choć może także dlatego, iż wojska USA, szukające od kilku dni zaginionego żołnierza, wysłały na ulice miasta dodatkowe patrole.
Dla sunnitów ramadan zakończył się w minioną niedzielę, a dla szyitów w poniedziałek. W następnych dniach, jak powiedział Caldwell, liczba zabójstw w dzielnicach patrolowanych przez wojsko spadła o 10-20 procent.
We wrześniu zginęło w Bagdadzie 2667 Irakijczyków, najwięcej od początku wojny. Danych za październik jeszcze nie ma; według zestawień agencji Associated Press od początku miesiąca ofiarą przemocy padło w całym kraju około 1000 Irakijczyków, w tym 300 policjantów i żołnierzy.
Od czwartku najbardziej niepokojące informacje nadchodziły z miast na północ od Bagdadu. Koło Bakuby partyzanci wciągnęli w zasadzkę konwój policyjny i zabili 24 policjantów. Osiemnastu z nich zginęło, gdy skończyła się im amunicja: napastnicy zgładzili ich strzałami w tył głowy.
Policjanci jechali, aby uwolnić swoich kolegów, których uprowadzono kilka dni wcześniej. Wiadomość o miejscu przetrzymywania porwanych okazała się przynętą podrzuconą przez rebeliantów: na policję czekał tam silny i dobrze uzbrojony oddział partyzancki.
W obławie na napastników, jaką potem przeprowadzono, w ręce policji dostało się 28 rebeliantów, a 19 zabito. Walki koło Bakuby trwały do wieczora i dopiero w piątek rano policja przywróciła kontrolę nad terenami, gdzie dała się zaskoczyć.
Bakuba jest stolicą prowincji Dijala, zamieszkanej przez szyitów i sunnitów. Działa tam sunnicka partyzantka antyrządowa i bojówki szyickie. Policjanci iraccy, przeważnie szyici, są często atakowani przez partyzantów. Według źródeł amerykańskich, w ciągu minionych dwóch lat zginęło w Iraku 4000 policjantów.
W Mosulu, 360 km na północ od Bagdadu, władze ogłosiły w piątek rano zakaz ruchu pojazdów, bo w ciągu poprzednich 24 godzin znaleziono w mieście zwłoki 12 ludzi, w tym czterech policjantów.
Sunniccy partyzanci rozpowszechnili w Mosulu ulotki proklamujące miasto częścią sunnickiego "emiratu islamskiego". Deklarację o utworzeniu takiego emiratu, który miałby obejmować tereny arabskich sunnitów na zachód i północ od Bagdadu oraz zachodnią część stolicy, ogłosiła w ostatnią niedzielę koalicja ugrupowań partyzanckich i terrorystycznych występująca pod nazwą Rady Zgromadzenia Mudżahedinów.
W 400-tysięcznym Ramadi, stolicy największej sunnickiej prowincji Anbar, partyzanci proklamowali przyłączenie się do "emiratu" już w zeszłym tygodniu. W piątek w trzech różnych punktach miasta ostrzelali z moździerzy, granatników i broni maszynowej posterunki i bazy wojsk USA. Żołnierze amerykańscy zamknęli drogi wjazdowe do Ramadi, a nad miastem pojawiły się śmigłowce bojowe.
Żadne ugrupowanie rebelianckie nie jest dość silne, aby wcielić w życie proklamację o utworzeniu sunnickiego "emiratu" i jej ogłoszenie przyjęto w Bagdadzie jako posunięcie propagandowe, które ma osłabić prestiż rządu premiera Nuriego al-Malikiego w prowincjach sunnickich.
Jednak gen. Caldwell przyznał pośrednio, że w Ramadi panami sytuacji są partyzanci. Powiedział bowiem, że wojska amerykańskie od dłuższego czasu prowadzą operacje zbrojne, aby "odzyskać miasto Ramadi i oddać je z powrotem pod kontrolę irackich sił bezpieczeństwa".
W Nadżafie, 150 km na południe od Bagdadu, władz zamknęły w czwartek meczet-mauzoleum imama Alego, najświętszy przybytek kultu szyickiego, gdyż otrzymały informację, że do miasta przeniknęli zamachowcy samobójcy z ładunkami wybuchowymi pod odzieżą. Jednak po kilku godzinach alarm odwołano i świątynię otwarto.
Podczas operacji antyterrorystycznej wokół miejscowości Szakarija na południowy zachód od Bagdadu wojska amerykańskie i irackie odkryły 130 składów broni z zapasami ładunków wybuchowych wystarczającymi do sfabrykowania 1000 przydrożnych bomb pułapek. (PAP)
xp/ ap/
0469 3711 4319 7024 int.