Siły amerykańskie stacjonujące w irackiej prowincji Tamim, której stolicą jest Kirkuk, powinny tam zostać także po grudniu 2011 roku, czyli terminie wycofania wojsk USA z Iraku - oświadczył generał Dżamal Taker Bakr, odpowiedzialny za siły policyjne w prowincji.
Obecność Amerykanów stanowiła ważny czynnik odstraszający w tej bogatej w ropę naftową prowincji, w której ścierają się różne grupy etniczne na tle sporu terytorialnego i politycznego między rządem centralnym w Bagdadzie a autonomicznym regionem Kurdystanu - wyjaśnił w niedzielnym wywiadzie z agencją AFP Bakr, sam będący Kurdem.
"Mam nadzieję, że siły amerykańskie zostaną, dopóki sprawy nie zostaną uporządkowane, dopóki nie zostaną rozwiązane problemy Kirkuku" - powiedział Bakr.
Zapytany o przedłużenie obecności Amerykanów przez rok, dwa po 2011 roku, generał odparł: "Tak byłoby lepiej". Ocenił, że policyjne siły w Kirkuku są "w 70 procentach gotowe" na wycofanie amerykańskich żołnierzy.
Kirkuk, miasto położone 290 km na północ od Bagdadu pośród bogatych pól naftowych, jest miejscem ostrej rywalizacji ugrupowań kurdyjskich, arabskich i turkmeńskich.
Kurdowie domagają się przyłączenia Kirkuku i prowincji Tamim do irackiego Kurdystanu.
Poniedziałkowy "Independent" ocenia, że jedynie obecność sił USA powstrzymuje Arabów i Kurdów od zbrojnej konfrontacji, której przedmiotem będzie kontrola nad regionem. Według brytyjskiego dziennika z zagrożenia zdaje sobie sprawę administracja prezydenta USA Baracka Obamy, ale Waszyngton jednocześnie obawia się uwikłania w arabsko-kurdyjski konflikt.
Pod koniec czerwca amerykańskie siły wycofały się z irackich miast.
Zgodnie z ogłoszonym przez Obamę kalendarzem amerykańskie siły bojowe wyjdą z Iraku do końca sierpnia 2010 roku. W kraju pozostanie do końca 2011 roku 30-50 tys. żołnierzy, którzy będą pełnić funkcje doradcze i szkoleniowe. (PAP)
ksaj/ ap/
4548456 arch.