W Iraku ruszyła oficjalnie w piątek kampania przed wyborami do parlamentu wyznaczonymi na 7 marca. W kraju wciąż trwa spór z powodu zakazu kandydowania szeregu polityków podejrzanych o powiązania ze zdelegalizowaną partią Saddama Husajna - Baas.
Wciąż niewiadomy jest los 170 kandydatów. Zwrócili się oni do sądu o anulowanie zakazu wydanego przez komisję wyborczą. Na "czarnej liście" znalazło się początkowo 500 nazwisk. Trwa rozpatrywanie apelacji złożonych przez kandydatów.
Tymczasem w Bagdadzie i w innych miastach Iraku widać plakaty wyborcze, wzywające ludzi, by poszli do urn.
Według obserwatorów spór o zakaz kandydowania może zaostrzyć napięcia między sunnitami a szyitami i podważyć wiarygodność wyborów. Choć na kontrowersyjnej liście znaleźli się kandydaci z różnych grup, to sunnici - dominująca za czasów Saddama Husajna mniejszość - uważają, że zakaz dotknął ich w sposób nieproporcjonalny.
Przedstawiciele USA wyrażają nadzieję, że marcowe wybory będą ważnym krokiem w kierunku pojednania między różnymi grupami religijnymi w Iraku. Obawiają się też, że jeśli głosowanie nie będzie wiarygodne w oczach sunnickich wyborców, to Irak może znów ogarnąć fala przemocy na tle religijnym. W Iraku wciąż przebywa ponad 100 tys. żołnierzy USA. (PAP)
awl/ ap/
5657415 int.