Rewolta w Egipcie pomoże utworzyć "islamski Bliski Wschód" - ocenił szef irańskiej dyplomacji Ali Akbar Salehi, cytowany we wtorek przez tamtejszą telewizję państwową. Potępił ingerencję USA w ludowy ruch "poszukujący wolności".
"Biorąc pod uwagę to, co wiem o wielkim rewolucyjnym narodzie Egiptu, który jest obecnie w trakcie pisania historii, jestem pewien, że odegra on dużą rolę w tworzeniu islamskiego Bliskiego Wschodu dla tych wszystkich poszukujących wolności, sprawiedliwości i niepodległości" - oświadczył Salehi.
Rewolta w Egipcie "pokazuje potrzebę zmian w regionie i koniec niepopularnych reżimów" - dodał szef irańskiego MSZ. "Niestety obserwujemy bezpośrednią ingerencję (...) kilku oficjeli amerykańskich" - zauważył, nie precyzując o kogo dokładnie chodzi.
Salehi zapewnił o wsparciu dla manifestantów w Egipcie: "Maszerujemy obok tych, którzy poszukują wolności na świecie i wspieramy powstanie wielkiego narodu egipskiego" - wskazał.
W niedzielę prezydent USA Barack Obama wraz z premierem Wielkiej Brytanii Davidem Cameronem potępili przemoc stosowaną wobec demonstrantów w Egipcie, apelując do prezydenta Hosniego Mubaraka o włączenie się do procesu reform.
Z kolei szefowa amerykańskiej dyplomacji Hillary Clinton powiedziała w wywiadzie dla telewizji Fox News, że USA pragną spokojnego, uporządkowanego transferu władzy w Egipcie. Podkreśliła, że Waszyngtonowi zależy, by w Egipcie nie powstała "próżnia" po obaleniu władzy. Pytana, czy rząd Mubaraka jest stabilny, Clinton odpowiedziała, że nie chce się wypowiadać na temat politycznych wyborów Egipcjan.
Stosunki na linii Teheran-Kair są napięte od czasów rewolucji islamskiej w 1979 roku oraz uznania przez Egipt państwa Izrael.
Na wtorek w Kairze i Aleksandrii zapowiedziano "marsz milionów". Przed południem w egipskiej stolicy zebrały się - jak pisze agencja AFP - dziesiątki tysięcy manifestantów. Protestujący domagają się ustąpienia prezydenta Mubaraka. (PAP)
cyk/ kar/
8244998