Minister spraw zagranicznych Iranu Manuszehr Mottaki przybył w piątek do Bagdadu na rozmowy z przywódcami irackimi. Jest to druga irańska wizyta na tak wysokim szczeblu od czasu obalenia w Iraku Saddama Husajna wiosną 2003 roku.
Były dyktator iracki stoczył krwawą wojnę z Iranem w latach 1980- 88, ale nowi, szyiccy przywódcy Iraku, z których wielu przebywało na uchodźstwie w Iranie, nawiązali z Teheranem przyjazne stosunki.
Wizyta, odkładana do czasu powstania nowego rządu irackiego, ma według oficjeli w Bagdadzie pokazać, że Iran popiera premiera Nuriego al-Malikiego, konserwatywnego szyitę, który do swojego gabinetu jedności narodowej powołał także arabskich sunnitów i Kurdów.
W maju 2005 roku odwiedził Irak ówczesny minister spraw zagranicznych Kamal Charrazi, a w lipcu 2005 r. wizytę w Teheranie złożył tymczasowy premier Iraku Ibrahim Dżafari. W tym samym miesiącu oba kraje podpisały porozumienie o współpracy wojskowej i utworzyły pięć wspólnych komisji: polityczną, gospodarczą, handlową, do spraw odbudowy i do walki z terroryzmem.
Niektórzy politycy iraccy, reprezentujący arabską mniejszość sunnicką, oskarżają Iran, że przykłada rękę do niestabilności w Iraku, wspierając milicje partii szyickich i wzmagając napięcie na tle wyznaniowym. Twierdzą, że Teheran robi to, aby doprowadzić do rozpadu Iraku i podporządkować sobie wtedy bogate w ropę naftową tereny szyickie na południu kraju.
Teheran mówi, że zarzuty te są bezpodstawne.
Waszyngton uważnie śledzi posunięcia Iranu wobec Iraku. W kwietniu "Washington Post" pisał, że przywódcy irańscy prowadzili zaciekłą zakulisową kampanię, aby zapewnić pozostanie u władzy dotychczasowego premiera Iraku, Ibrahima Dżafariego. Dziennik przytoczył wtedy opinię ambasadora USA w Bagdadzie Zalmaya Khalilzada, że nie chcieli Malikiego, bo "ma opinię człowieka niezależnego od Iranu" i "arabskiego nacjonalisty". (PAP)
xp/ ap/
2088 arch.