Życie zamarło na minutę w Izraelu, gdy w niedzielę o zmierzchu w całym kraju rozległ się dźwięk syren alarmowych oznajmiających początek dorocznych obchodów dnia pamięci o poległych żołnierzach i ofiarach ataków.
Przemawiający na starym mieście w Jerozolimie prezydent Izraela Szimon Peres powiedział, że najnowsze apele o demokratyzację w świecie arabskim napawają nadzieją na przyszłość, lecz Izrael musi zachować czujność.
"Nie szukaliśmy wojen. Były na nas wymuszane. Ale gdy byliśmy atakowani, nie mieliśmy prawa przegrać ani razu. I gdy wygrywaliśmy, wracaliśmy do poszukiwania pokoju" - powiedział prezydent zwracając się do rodzin i bliskich poległych żołnierzy.
Zasugerował tym, którzy szukają wojny, by nie popełniali znów tego samego błędu. "Nie lekceważcie naszych możliwości... jesteśmy przygotowani do fizycznej obrony naszej ziemi i moralnej obrony naszego dziedzictwa" - dodał Peres.
Dzień pamięci to, jak pisze agencja Associated Press, jeden z najbardziej przygnębiających i budzących emocje dni w izraelskim kalendarzu. Niemal każda rodzina w Izraelu doświadczyła trwającego kilkadziesiąt lat konfliktu, bo albo sama straciła kogoś bliskiego, albo zna innych, którzy ponieśli taką stratę.
W ciągu sześciu dekad Izrael stoczył kilka wojen z sąsiednimi nacjami i walczył z dwoma powstaniami Palestyńczyków (intifada).
Według danych rządu izraelskiego 22 867 żołnierzy i cywilów zostało zabitych od roku 1860, który jest uznawany za początek nowej żydowskiej imigracji.
W niedzielny wieczór w Izraelu były zamknięte miejsca rozrywki. Flagi opuszczono do połowy masztu, a radio i stacje telewizyjne nadawały programy dokumentalne poświęcone wojnom Izraela i historii poległych żołnierzy.
W poniedziałek rano syreny odezwą się po raz drugi sygnalizując dwie minuty ciszy, które poprzedzą początek ceremonii państwowych na cmentarzach wojskowych. (PAP)
mmp/ ap/
8941680