Prezydent Izraela Szimon Peres porównał irańskie zagrożenie nuklearne do Niemiec Hitlera.
Przemawiając na spotkaniu z dziennikarzami w związku ze zbliżającą się 60. rocznicą państwa Izrael, prezydent wyraził też przekonanie, że próby rozmawiania z rządzącym w Strefie Gazy radykalnym Hamasem byłyby "przemawianiem do ściany".
84-letni Peres ujawnił, czego życzyłby swemu krajowi na prezent urodzinowy: wiodącej roli w świecie nauki. Chciałby, żeby Izrael "był stary jak dziesięcioro przykazań i nowy jak nanotechnologia".
Nawiązując do Iranu, którego prezydent niejednokrotnie mówił, że Izrael należałoby "zetrzeć z mapy", Peres podkreślił, że kombinacja fanatycznego przywództwa i broni nuklearnej byłaby "koszmarem dla świata".
"W pewnym sensie jest to bardziej skomplikowane niż w czasach nazizmu - powiedział prezydent. - Hitler nie miał bomby atomowej".
Peres jest jednak przekonany, że jeśli świat zjednoczy się, by zablokować ambicje nuklearne Iranu, akcja militarna nie będzie konieczna. Nie wierzy natomiast zapewnieniom Teheranu, że irański program nuklearny ma charakter czysto pokojowy.
"Nie opracowuje się pocisków rakietowych dalekiego zasięgu, jeśli nie ma się głowic z bronią masowego rażenia" - powiedział.
W latach 1990. tajne rozmowy Peresa z Organizacją Wyzwolenia Palestyny Jasera Arafata doprowadziły do porozumień z Oslo. Peres, Arafat i ówczesny premier Izraela Icchak rabin otrzymali za to Pokojową Nagrodę Nobla (1994 rok).
Spytany teraz, czy mógłby być pionierem podobnie odważnych rozmów z Hamasem, Peres odparł: "To tak, jakby spytać mnie, czy będę pionierem dialogu ze ścianą". Wyraził przekonanie, że gdyby nie postawa Hamasu, odmawiającego uznania Izraela, Palestyńczycy mieliby już własne państwo.
Zgodnie z kalendarzem żydowskim Izrael obchodzi 60-lecie powstania w najbliższy czwartek (8 maja). (PAP)
