*Dyrektor Świętokrzyskiego Centrum Onkologii (ŚCO) w Kielcach oraz konsultant tej placówki w zakresie chirurgii onkologicznej zeznawali w procesie dwóch chirurgów z ŚCO, oskarżonych o nieumyślne spowodowanie ciężkiego kalectwa oraz trwałego zeszpecenia pacjentki. *
Sprawa dotyczy wykonanej w kieleckim szpitalu onkologicznym w maju 2002 roku amputacji piersi i węzłów chłonnych u 41-letniej Małgorzaty L. Wykonane po zabiegu badania histopatologiczne nie wykazały raka. Jeden z oskarżonych chirurgów przygotował plan operacyjny, drugi - kierował zabiegiem. Lekarzom grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności.
Według prokuratury, która opierała się na opinii zespołu biegłych ze Szczecina, lekarze nie wykazali należytej staranności w ocenie wyników badań pacjentki i podjęli złą decyzję o amputacji piersi.
Dyrektor ŚCO Stanisław Góźdź zeznał, że wnikliwie zapoznał się z dokumentacją dotyczącą pacjentki i nie stwierdził żadnych nieprawidłowości w procesie diagnostyczno-terapeutycznym, a wszystkie czynności zostały wykonane zgodnie z zasadami sztuki lekarskiej. Dodał, że po przeczytaniu opinii biegłych ze Szczecina odniósł wrażenie, że nie zapoznali się oni z całością dokumentacji.
Dyrektor podkreślił, że lekarz operujący musi mieć pewność, że chory rozumie i zna zakres proponowanego zabiegu i świadomie się na niego zgadza. Pacjent może w każdej chwili, nawet będąc już na bloku operacyjnym, powiedzieć, że nie zgadza się na operację.
(Małgorzata L. twierdzi, że nie wyraziła zgody na amputację. Z jej zeznań wynika, że lekarze mówili jej, że będzie miała przeprowadzoną tzw. intrę, czyli śródoperacyjne badanie, które miało wykazać, czy guz zawiera komórki rakowe. Jedynie w sytuacji, gdyby były takie komórki, kobiecie miano usunąć pierś. Pacjentka podpisała zgodę na zabieg, jednak na druku lekarz nie wpisał, o jaki rodzaj operacji chodzi.)
Świadek opisywał zasady obowiązujące w placówce od momentu przyjęcia pacjenta w przychodni. Oznajmił, że ma bardzo dobrą opinię o pracy obu oskarżonych lekarzy.
Na rozprawie zeznawał również konsultant ŚCO w zakresie chirurgii onkologicznej prof. Andrzej Kułakowski, który asystował przy operacji Małgorzaty L. Profesor nie pamiętał tego konkretnego przypadku, ale zeznał, że zawsze przed operacją, w której uczestniczy, bada pacjentów i zapoznaje się z ich dokumentacją.
Świadek podkreślił, że przy takim jednoznacznym rozpoznaniu "rak przewodowy" (wpisane na wyniku biopsji przeprowadzonej w ŚCO - PAP) i przy guzie wielkości powyżej 2 cm jest wskazanie do leczenia radykalnego, czyli usunięcia piersi i węzłów chłonnych. Jego zdaniem chirurg, który nie podjąłby takiej decyzji, mógłby mieć kłopoty z prawem.
Konsultant zeznał, że nie widział w dokumentach pacjentki przed operacją wyniku wykonanej prywatnie biopsji różniącej się od biopsji zrobionej w ŚCO. Gdyby tak było, to zleciłby wykonanie kolejnej biopsji, albo usunięcie guza w całości i zbadanie go. Podkreślił, że obecnie badania śródoperacyjne wykonuje się bardzo rzadko, i w zasadzie nie przy guzie piersi.
Pytany przez sąd o to, jak mogło dojść do sytuacji pani L., profesor oznajmił, że czasami istnieją niejasności w badaniu histopatologicznym, ale na ten temat powinni się wypowiadać patolodzy.
Następna rozprawa odbędzie się 26 kwietnia. Sąd zamierza kontynuować przesłuchanie dyrektora ŚCO.
Prokuratura Rejonowa w Kielcach wszczęła śledztwo na wniosek poszkodowanej kobiety. Oskarżeni nie przyznają się do winy i podają wersję sprzeczną z zeznaniami poszkodowanej i jej męża. (PAP)
agn/ jra/