Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Kielce: Zakończył się proces w sprawie wypadku na Chańczy

0
Podziel się:

Kary trzech lat pozbawienia wolności zażądał
prokurator dla kobiety oskarżonej o spowodowanie wypadku na
zalewie Chańcza (Świętokrzyskie), w wyniku którego zginęła 12-
letnia dziewczynka. We wtorek w Sądzie Rejonowym w Kielcach
zakończył się proces w tej sprawie.

Kary trzech lat pozbawienia wolności zażądał prokurator dla kobiety oskarżonej o spowodowanie wypadku na zalewie Chańcza (Świętokrzyskie), w wyniku którego zginęła 12- letnia dziewczynka. We wtorek w Sądzie Rejonowym w Kielcach zakończył się proces w tej sprawie.

Do wypadku doszło 2 lipca 2006 roku. Rozpędzona motorówka wjechała w kajak, którym płynęła dziewczynka i jej ojciec. Dziecko zginęło, a mężczyzna został poważnie ranny. Prokuratura oskarżyła 28-letnią wówczas obywatelkę Ukrainy Nataliyę M., która przyznała się, że kierowała motorówką, o spowodowanie wypadku w ruchu wodnym. 42-letniego mieszkańca Radomia, który z nią płynął i był użytkownikiem motorówki, oskarżono o narażenie osób przebywających na akwenie na niebezpieczeństwo.

Dla radomianina Cezarego D. prokurator zażądał kary pozbawienia wolności w wymiarze roku i ośmiu miesięcy. Zdaniem oskarżyciela od mężczyzny zależało, kto stanie za sterami łodzi.

Oskarżyciel podkreślił w mowie końcowej, że kara musi mieć nie tylko efekt represyjny, ale przede wszystkim wychowawczy, gdyż posiadacze łodzi nie zwracają uwagi na bezpieczeństwo użytkowników akwenów. Jego zdaniem do tragedii doszło przez brak wyobraźni, niefrasobliwość i zwyczajną głupotę. Według niego, surowe ukaranie oskarżonych jest konieczne.

Pełnomocnik rodziców zmarłej dziewczynki powiedział, że sprawa jest przykładem wyjątkowej lekkomyślności, a oskarżeni bardziej cenili sobie zabawę niż bezpieczeństwo innych osób. Dodał, że ranny w wypadku mężczyzna nadal odczuwa skutki wypadku.

Adwokat oskarżonej kobiety wniósł o jej uniewinnienie lub ewentualnie zasądzenie kary w zawieszeniu. Powiedział, że zbyt długo jest obrońcą, by wierzyć w przyznanie się do winy oskarżonej. Przypomniał, że kobieta od pierwszego przesłuchania twierdziła, że uruchomiła łódź i od początku mówiła, że nie wie, jak to zrobiła, mówiła, że "coś włączyła". Tymczasem chodziło o dwa skomplikowane manewry - najpierw łódź popłynęła do tyłu, potem do przodu. Adwokat poprosił sąd o rozważenie kogo i dlaczego kobieta osłania.

Według obrońcy, "ława oskarżonych jest za krótka" - powinny na niej zasiąść osoby z urzędu gminy i zarządu żeglugi, gdyż "prawne oprzyrządowanie" ruchu na Chańczy było skandaliczne, na akwenie nie było regulacji dotyczących ruchu, nie wyznaczono torów statków, nie było znaków wodnych.

Adwokat podkreślił, że oskarżona nie była karana, ma kryształową opinię zarówno na Ukrainie, jak i w Polsce, gdzie mieszka i pracuje legalnie od lat. Jest poliglotką, zna pięć języków, uniwersytet ukończyła z wyróżnieniem, uczyła dzieci angielskiego, a ostatnio pracowała jako tłumacz.

Oskarżona w ostatnim słowie ponownie przeprosiła rodziców dziewczynki. Współoskarżonego mężczyzny nie było na rozprawie. Sąd ogłosi wyrok w poniedziałek.

Według wyjaśnień oskarżonej była ona nad zalewem ze swoim narzeczonym Cezarym D. i ze znajomymi. Popłynęli motorówką z miejsca, gdzie wypoczywali, do miejsca, gdzie był bar, by kupić lody dla dzieci. Znajomy, który kierował łodzią, i jego rodzina wysiedli, a ona została w łodzi z Cezarym D. Ludzie krzyczeli, że motorówka im przeszkadza, więc "odruchowo coś wcisnęła" i łódź z dużą prędkością popłynęła do tyłu i w coś uderzyła. Wtedy kobieta ponownie "coś włączyła" i motorówka szybko popłynęła do przodu. Oślepiało ją słońce, nie widziała kajaka. Nie wiedziała, jak się hamuje. Usłyszała huk i potem zobaczyła w wodzie kapoki. Kobieta nie potrafiła powiedzieć, co ją skłoniło do uruchomienia łodzi. Podkreśliła, że Cezary D. jej do tego nie namawiał.

Prokuratura Rejonowa Kielce-Wschód oskarżyła Nataliyę M. o spowodowanie wypadku w ruchu wodnym, w wyniku którego dziewczynka poniosła śmierć na miejscu, a jej ojciec doznał obrażeń ciała. Kobieta była wówczas trzeźwa. Po wypadku cztery miesiące spędziła w areszcie.

Cezary D., który nie przyznaje się do winy, był już wcześniej karany.(PAP)

agn/ itm/ mag/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)