Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Kolumbijczyk poddał się karze w sprawie "przemytu" kokainy

0
Podziel się:

Karze 5 lat więzienia poddał się obywatel Kolumbii Enrique N. w głośnej
sprawie "przemytu" do Polski w 2009 r. ponad tony kokainy z Ameryki Płd. W istocie była to
"prowokacja policyjna" służb USA, Kolumbii i Polski - by ująć dystrybutorów narkotyku na Europę.

Karze 5 lat więzienia poddał się obywatel Kolumbii Enrique N. w głośnej sprawie "przemytu" do Polski w 2009 r. ponad tony kokainy z Ameryki Płd. W istocie była to "prowokacja policyjna" służb USA, Kolumbii i Polski - by ująć dystrybutorów narkotyku na Europę.

W poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie uwzględnił wniosek N. i bez procesu wymierzył mu karę 5 lat więzienia i 100 tys. zł grzywny. Prokuratura Apelacyjna w Warszawie nie oponowała. "Przyznaję, że popełniłem błąd" - oświadczył przed sądem N. "Okoliczności czynu nie budzą wątpliwości, a kara nie jest nadmiernie surowa" - mówił, uzasadniając wyrok, sędzia Igor Tuleya.

Tak zakończyła się sprawa karna jednego z kilku zatrzymanych w Warszawie cudzoziemców, a według służb USA - organizatora przerzutów narkotyków do Europy. N. przebywa w polskim areszcie od ich zatrzymania w lutym 2009 r. - czyli niemal tyle, ile wynosi połowa zasądzonej kary, po odbyciu której można się już ubiegać o przedterminowe warunkowe zwolnienie z więzienia. N. powiedział PAP, że jest usatysfakcjonowany, ale tylko "w kontekście polepszenia swej sytuacji więziennej".

Cała sprawa - niemal gotowy scenariusz filmu sensacyjnego - dotyczy transportu 1,3 tony kokainy o wartości ok. 100 mln zł z Kolumbii do Polski z lutego 2009 r. Była to wspólna operacja specjalna amerykańskiej Agencji do Walki z Narkotykami (DEA), kolumbijskiej policji i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - największa w historii polskich służb. Transport był nadzorowany przez służby USA - chodziło o to, by "namierzyć" europejską siatkę dystrybutorów.

W lutym 2009 r. w Warszawie zatrzymano sześciu obcokrajowców, głównie pochodzenia południowoamerykańskiego, którzy przyjechali do Polski w celu zorganizowania dalszej dystrybucji kokainy. Jak pisały media, nakładem dużych kosztów ABW przygotowała wielką operację, aby uwiarygodnić sytuację. Handlarzom wmówiono, że za wszystkim stoi wpływowy "generał SB". Kokainę trzymano w magazynie wynajętym i strzeżonym przez ABW. Oskarżeni zostali ujęci, gdy wzięli z niego próbki towaru. Za "próbę wprowadzenia kokainy do obrotu w Polsce" grozi im do 10 lat więzienia. Sprawę ogłoszono w 2009 r. jako wielki sukces ABW. Według mediów narkotyki zniszczono na polecenie prokuratury i za zgodą stołecznego sądu.

W maju br. proces przeniesiono ze stołecznego Sądu Rejonowego do SO. Chciała tego obrona, która m.in. kwestionuje legalność operacji. Sąd Apelacyjny w Warszawie uzasadnił przeniesienie m.in. tym, że wymaga analizy, "czy służby specjalne nie przekroczyły granic dozwolonej prawem prowokacji". Nie ma jeszcze terminu procesu reszty obcokrajowców.

Z odczytanych w poniedziałek w sądzie zeznań N. wynika, że wiedział on, że w Polsce ma dojść do przestępstwa w związku z narkotykami, ale nie miał z nim niczego wspólnego. Oświadczył. że nie był pośrednikiem narkotykowym żadnej grupy, był jedynie kierowcą innego zatrzymanego wtedy cudzoziemca, o którym złożył szczegółowe zeznania. "Kazał mi zawieźć kogoś w pewne miejsce, to zawiozłem" - dodał N. Zapewnił, że nie miał kontaktu z kokainą i nie wiedział, kto i skąd ją przywiózł do Polski.

Oskarżeni są ścigani także i w USA, a polskie sądy zgodziły się już na ich wydanie do Stanów - ale dopiero po tym, jak odbędą ewentualne wyroki skazujące w naszym kraju. "Wydanie N. do USA po odsiedzeniu kary w Polsce zablokował niedawno Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu" - powiedział PAP obrońca N., mec. Ryszard Berus. Dodał, że ETPC zakazał polskiemu ministrowi sprawiedliwości wydawania N. USA - do czasu rozstrzygnięcia przez Strasburg skargi N. na decyzję polskich sądów o jego ekstradycji. Obrona N. w skardze podnosi, że w USA byłby sądzony za ten sam czyn, co w Polsce - a tego zabrania prawo.

Gdy w 2010 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie zgodził się na ekstradycję Enrique N. z Polski do USA, powołano się na twierdzenia Amerykanów, że miał on organizować transporty kokainy z Kolumbii do Polski. "To prowokacja DEA. Jestem ofiarą!" - krzyczał wtedy N. w sądzie. Jego obrona podkreślała, że w lutym 2009 r. "odstąpił on od udziału w sprawie", bo zapewne zorientował się, że to prowokacja; zatrzymano go poza Warszawą, gdy jechał już w stronę granicy.

"Strona amerykańska twierdzi, że 20 stycznia 2009 r. przelana została kwota 100 tys. dolarów z Meksyku do Wschodniego Okręgu Michigan w Stanach Zjednoczonych Ameryki w celu opłacenia polskiego urzędnika konsularnego stacjonującego w Kolumbii" - ujawnił sąd, zgadzając się na ekstradycję N. Według Amerykanów N. "wierzył, że ten polski urzędnik zgodził się na udział w przewozie 1000 kg kokainy do Polski z Kolumbii". Polskie media twierdzą, że ok. miliona zł kosztowało wysłanie na cztery lata oficera ABW do Ameryki Płd., który przyjął rolę konsula podatnego na korupcję.

Do wniosku ekstradycyjnego USA wobec N. dołączono zeznania agenta DEA Gary'ego Gallowaya, który przed amerykańskim sędzią zeznał, że transport do Polski zorganizowali "funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości Kolumbii i USA". Z wniosku USA, opartego m.in. na "legalnie przechwyconych rozmowach telefonicznych i wiadomości elektronicznych", wynikało, że od 2007 do 2009 r. w Michigan N. miał uczestniczyć w handlu narkotykami i brać udział w praniu brudnych pieniędzy. Pod takimi zarzutami sąd z Michigan wydał nakaz jego aresztowania. Mieszkający w Szwajcarii N. był monitorowany cały czas przez DEA i nie wiedział, że "przemyt" organizują tajne służby. USA odmówiły przyjazdu agentów DEA do Polski, by mogli zeznawać.

Łukasz Starzewski (PAP)

sta/ itm/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)