Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Kraków: Dożywocie dla b. policjanta za zlecenie zabójstwa

0
Podziel się:

Na karę dożywotniego pozbawienia wolności
skazał w czwartek krakowski sąd byłego policjanta małopolskiej
komendy policji, biegłego sądowego, pracownika laboratorium
kryminalistycznego Jerzego K.

Na karę dożywotniego pozbawienia wolności skazał w czwartek krakowski sąd byłego policjanta małopolskiej komendy policji, biegłego sądowego, pracownika laboratorium kryminalistycznego Jerzego K.

Sąd uznał go winnym zlecenia zabójstwa znajomego, zorganizowania kilku napadów na niego i podżegania do zabójstwa znajomej. Motywem miała być chęć przejęcia opieki nad pasierbicą ofiary.

"Zleceniodawca tej zbrodni decyzję podejmował świadomie i dobrowolnie. Jest godzien potępienia. Choć nie zabił sam osobiście, trudno szukać okoliczności łagodzących. To była okrutna zbrodnia" - podał sąd w ustnym uzasadnieniu wyroku.

Według ustaleń prokuratury, motywem działania Jerzego K. była chęć przejęcia przez niego opieki nad 10-letnią pasierbicą zamordowanego mężczyzny. Kiedy nie udało mu się tego zrealizować "po dobroci", policjant osaczał rodzinę organizując napady rabunkowe. W końcu - obawiając się dekonspiracji - wydał polecenie zabójstwa ojczyma dziecka.

Śledztwo w tej sprawie trwało dwa lata i - jak podkreślała prokuratura - było bardzo trudne z uwagi na motywy działania Jerzego K. oraz podejmowane przez niego próby zacierania śladów i wpływania na przebieg postępowania.

Jak ustalono w śledztwie, 53-letni nadkom. Jerzy K., biegły sądowy i pracownik laboratorium kryminalistycznego KWP w Krakowie, zainteresował się 10-letnią córką konkubiny swojego kolegi Jacka F. Obaj znali się od blisko 20 lat; Jacek F. remontował mu mieszkanie.

Otoczył dziecko opieką, przyjmował w domu, gdzie jego żona pomagała jej w nauce, organizował zajęcia hippiczne. Obiecywał sfinansowanie operacji niepełnosprawnej siostry dziewczynki - w razie wyrażenia przez rodzinę zgody na adopcję dziewczynki.

Jednak matka dziewczynki, ani jej konkubent Jacek F., nie chcieli się zgodzić na adopcję dziecka. Wtedy Jerzy K. - zdaniem prokuratury - podjął działania zmierzające do skłócenia pary i wykazania, że nie są w stanie opiekować się nią. Zlecił znajomemu zorganizowanie dwóch napadów rabunkowych na mieszkanie Jacka F. i jednego wymuszenia rozbójniczego. Doprowadził do tego, że rodzina Jacka F. poczuła się zagrożona i konkubina trafiła z czwórką dzieci do ośrodka interwencji kryzysowej, sam Jacek F. do rodziny, a dziewczynka zamieszkała u Jerzego K. i jego żony.

Jednak podejrzenia co do roli Jerzego K., jakich nabierała głównie matka dziewczynki, skłoniły policjanta do polecenia zabójstwa Jacka F. Po nim miała zginąć matka dziewczynki lub - jak wynika z materiału dowodowego - "pozostać na wózku inwalidzkim tak, by nie mogła sprawować opieki nad dzieckiem".

Pod koniec czerwca 2004 roku trzej mężczyźni kierowani przez Jerzego K. porwali z przystanku Jacka F., pobili go i w bagażniku samochodu podjechali pod siedzibę Wojewódzkiej Komendy Policji. Tam do samochodu zszedł Jerzy K. i sprawdził bagażnik, odgrażając się Jackowi F., po czym wrócił do pracy.

Przebieg porwania, obecność Jerzego K. na miejscu i późniejsze wyjście na parking policyjny prokuratura udokumentowała m.in. bilingami telefonicznymi, ponieważ wspólnicy kontaktowali się telefonicznie; wydrukiem z pobliskiego bankomatu, w którym Jerzy K. pobrał 1500 zł dla dwóch uczestników zabójstwa; oraz rejestrami jego wejść i wyjść z komendy policji.

Nagie zwłoki Jacka F., skrępowane drutem i obciążone pustakami, wyłoniono na początku lipca 2004 roku ze zbiornika w Rożnowie. Dzięki nieostrożnemu użyciu telefonu ofiary przez jednego ze sprawców, zeznaniom świadków zdobytym dzięki programowi telewizyjnemu "997" prokuratura mogła stopniowo odkrywać szczegóły, przebieg wydarzeń i kolejnych podejrzanych.

Jerzy K., który w toku śledztwa przeszedł na policyjną emeryturę, nie przyznawał się do zarzucanych mu czynów i nie odnosił się do zarzutów. W toku śledztwa był badany przez biegłych lekarzy, którzy nie kwestionowali jego poczytalności. Prokuratura kierując do sądu akt oskarżenia zapowiadała, że będzie się domagać kary dożywocia. Jej stanowisko podzielił w czwartek sąd.

Sąd nakazał także Jerzemu K. zapłacenie 10 tys. zł nawiązki konkubinie ofiary. Karę 25 lat pozbawienia wolności wymierzył oskarżonemu o wykonanie zabójstwa Tomaszowi K., a kary po 15 lat pozbawienia wolności kolejnym dwóm uczestnikom zbrodni. Dwaj ostatni oskarżeni za udział w napadach rabunkowych i wymuszeniach rozbójniczych skazani zostali na kary 5 i 3 lat pozbawienia wolności.

"Nie wiem, jaki debil stwierdził, że ja chciałem zabić Jacka, żeby przejąć opiekę nad dzieckiem. To jest jakieś chore myślenie" - mówił w ostatnim słowie Jerzy K. "On nie był jej ojcem, nie był jej opiekunem. Poza tym moja żona nigdy by się na to nie zgodziła" - dowodził oskarżony. "Nigdy nie było żadnego zlecenia zabójstwa. Takie coś jest po prostu niemożliwe" - zapewniał. Wyprowadzany w czwartek po ogłoszeniu wyroku krzyczał, że jest niewinny.

Wyrok jest nieprawomocny. (PAP)

hp/ bno/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)