Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Lewandowski: polska prezydencja dodawała optymizmu smętnej Europie

0
Podziel się:

To była prezydencja, która krzepiła i wlewała nieco optymizmu w smętną z
powodu kryzysu Europę - tak unijny komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski ocenił w rozmowie z PAP
dobiegające końca polskie przewodnictwo w Radzie UE.

To była prezydencja, która krzepiła i wlewała nieco optymizmu w smętną z powodu kryzysu Europę - tak unijny komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski ocenił w rozmowie z PAP dobiegające końca polskie przewodnictwo w Radzie UE.

PAP - Panie komisarzu, dobiega końca pierwsza polska prezydencja, która przypadła w wyjątkowym dla Europy czasie.

Lewandowski - Tak jak wcześniej Węgrom, także Polakom agendę prezydencji podyktował kryzys i na to nie było rady. Polska prezydencja płynęła pod prąd nastrojów zwątpienia, lęków typowych dla kryzysowej Europy. I uważam, że tak zostanie zapamiętana - jako prezydencja krzepiąca, która była wielkim głosem na rzecz integralności Europy, metod wspólnotowych, podtrzymania wiary i zaufania. W dodatku było to wypowiadane w sposób wiarygodny, bo nasz kraj jest optymistyczny i radzi sobie z kryzysem. Moim zdaniem, jakość polskiej prezydencji rozgrywała się na "innym piętrze" niż ten prozaiczny bilans: co się udało, a co się nie udało.

Prezydencja była też okazją do promowania kraju w nieco inny sposób. Tradycyjna promocja, którą już kiedyś udławiła się Europa, to z jednej strony był folklor, a z drugiej - martyrologia. W tym półroczu Polska wyszła z tych dwóch ograniczeń. Poza tym każda prezydencja jest postrzegana jako egzamin sprawności państwa, sprawdzian organizacyjny. Ten egzamin w trudnych czasach został zadany pomyślnie, lepiej niż wcześniejsze prezydencje znacznej części Europy.

PAP - Czy to wołanie Polski o europejską solidarność nie przejadło się w Brukseli? Pomimo apeli nie wydaje się, żeby Europa zmierzała ku integracji.

L. - Ale Polska zyskała na wadze w czasie tej prezydencji.

PAP - Odchodząc od ducha polskiej prezydencji w Polsce padają pytania: co załatwiliście w ciągu tego pół roku?

L. - Jest to fałszywe pytanie, tak jak fałszywy był przekaz z wystąpienia premiera Donalda Tuska z sesji plenarnej w Strasburgu (podsumowującego polską prezydencję - PAP). To jest źle zadane pytanie, które świadczy też o niedomaganiach polskiego życia medialnego, bo przekaz powinien brzmieć: ciepłe przyjęcie i wysoka ocena polskiej prezydencji.

Tymczasem kraj skupił się na marginesie, jakim był eksport awanturnictwa przez grupę PiS-owców. Tak samo pytanie, co załatwiliście dla siebie, jest niestosowne w przypadku prezydencji polskiej i następującej po niej prezydencji duńskiej, bo przede wszystkim trzeba było zdać egzamin ze sprawności państwa i przeprowadzić te rzeczy, które trzeba było przeprowadzić w trudnych czasach. Uważam, że kilka takich prozaicznych albo symbolicznych elementów zostanie kojarzonych w kalendarzu europejskim z polską prezydencją, przede wszystkim akcesja Chorwacji i tzw. sześciopak, którego wiele elementów można dojrzeć w treści porozumienia międzyrządowego, nad którym pracują teraz prawnicy i ekonomiści.

PAP - Wracając jednak do interesów krajowych, co Polsce podczas prezydencji udało się osiągnąć i czy pełnienie funkcji rotacyjnej prezydencji przeszkadza, czy pomaga interesowi kraju?

L. - W gruncie rzeczy pomaga, bo buduje szacunek dla kraju i w kilku sprawach udało się, znowu płynąc pod prąd, załatwić własne interesy. Interesem całej uboższej Europy było to, żeby podstawą negocjacji budżetu na lata 2014-2020 był projekt Komisji Europejskiej, który m.in. ja przygotowywałem. Były zakusy, zawsze są zakusy, żeby pracować w oparciu o inne, bardziej skąpe wizje budżetów europejskich. Rzeczą polskiej prezydencji, i to się jej udało, było utrwalenie dokumentu Komisji jako podstawy negocjacji, które przejmują teraz Duńczycy.

Znowu wbrew wydarzeniom dyktowanym przez życie, Polacy cały czas upominali się, że oprócz afrykańskich sąsiadów Europy z drugiej strony Morza Śródziemnego, są jeszcze sąsiedzi UE za polskimi, litewskimi, czy też słowackimi granicami. To było na przekór uwadze koncentrującej się w świecie arabskim. Szczyt Partnerstwa Wschodniego, który nie mógł dać większych efektów niż dał, był upominaniem się o kontynent europejski, który nie kończy się na Bugu. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy zrobić, niestety nie pomagała nam ani Ukraina, ani zwłaszcza Białoruś. Jedyne kraje, które jakby dorastały do roli partnera w tak trudnym przedsięwzięciu to Mołdawia i Gruzja.

PAP - Czy rola prezydencji nie przeszkodziła Polsce w negocjacjach przyszłorocznego budżetu UE, który został "zamrożony" na obecnym poziomie?

L. - Wraz z wiceministrem finansów Jackiem Dominikiem musieliśmy odegrać rolę bezstronnych maklerów pracujących na rzecz kompromisu pośród strasznie napiętych interesów. Wiedzieliśmy, że beneficjenci (unijnych funduszy - PAP), a to łącznie z rolnikami są miliony osób w całej Europie, chcą mieć przede wszystkim dobrą wiadomość o tym, że mamy budżet na rok 2012. Jestem zatroskany o jego wewnętrzną treść, ale fakt, że w ogóle udało się dopiąć ten budżet, i to w terminie, jest tą wiadomością, której oczekiwano. Na pewno była w tym duża rola polskiej prezydencji. Problem, jak teraz wybrnąć z tej sytuacji skąpych środków, spada niejako na moją głowę, więc będziemy musieli szukać oszczędności, przesunięć, ale budżet jest.

PAP -Biorąc po uwagę swoje doświadczenie i obserwację innych prezydencji, jaką ocenę w skali od 1 do 5 wystawiłby Pan polskiemu przewodnictwu?

L. - Czwórkę, czyli stopień, który wystawiłbym również prezydencji belgijskiej. Belgom przede wszystkim za to, że spisali się pomimo braku rządu. Co do sprawności to były porównywalne prezydencje, przy czym belgijska pomimo braku rządu działała mocą ogromnego doświadczenia i kultury administracyjnej wyniesionej od początku istnienia struktur europejskich, a dla Polski to był debiut.

PAP - Pana zdaniem UE mogła się przekonać, że Polska jest krajem dobrze zorganizowanym, który potrafi myśleć o interesie europejskim; ale czego Polska nauczyła się nowego o Unii Europejskiej dzięki prezydencji?

L. - Chyba nie było nic takiego, co by nas zaskoczyło, oprócz tej siły ujawnionej przez kryzys: dyktatu dwóch stolic (Berlina i Paryża - PAP), która miała ogromny wpływ również na dramatyczny przebieg szczytów europejskich.

W Brukseli rozmawiała Julita Żylińska (PAP)

jzi/ icz/ kot/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)