W wybuchu samochodu pułapki, do którego doszło w poniedziałek w libijskim mieście Bengazi nad Morzem Śródziemnym, zginęły trzy osoby, a 14 zostało rannych - poinformowało we wtorek ministerstwo zdrowia, podając ostateczny bilans incydentu.
W poniedziałek władze podawały sprzeczne informacje dotyczące liczby ofiar śmiertelnych i rannych. Wiceminister spraw wewnętrznych Abdullah Masud poinformował o co najmniej 15 zabitych i 30 rannych. Z późniejszego bilansu przedstawionego przez ministerstwo zdrowia wynikało, że zginęły cztery osoby, a sześć odniosło obrażenia.
Na wtorkowej konferencji prasowej minister Masud ogłosił, że "wszystkie dowody wskazują na to, że doszło do przypadkowego wybuchu".
Minister sprawiedliwości Salah Baszir Abadż Margani powiedział z kolei, że jest "zbyt wcześnie, by wyciągać wnioski". Podkreślił jednak, że według jednej z tez "nie dokonano tego z premedytacją i eksplozja nie była zaplanowana w tym miejscu".
Z wstępnego raportu wojska wynika, że w chwili eksplozji samochód nie stał w miejscu. Transportowano nim materiały wybuchowe wykorzystywane do produkcji min przeciwpancernych.
Według ministerstwa sprawiedliwości dotychczas nie zidentyfikowano osób, które znajdowały się w aucie.
Bezpośrednio po poniedziałkowym zamachu libijskie władze wydały oświadczenie potępiające, jak to określiły, "tę ohydną zbrodnię, akt terrorystyczny, który spowodował śmierć niewinnych ludzi".
W ostatnich miesiącach Bengazi stało się sceną wielu zamachów i ataków na siły bezpieczeństwa i obiekty zajmowane przez cudzoziemców. Ataki te są zazwyczaj przypisywane islamskim radykałom. Ich właśnie oskarżono o atak na konsulat USA w Bengazi z 11 września ub.r., w którym zginął ambasador amerykański Christopher Stevens i trzech innych Amerykanów. (PAP)
jhp/ mc/
13798421 arch.