Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Łódź: W piątek - wyrok w procesie tzw. łowców skór

0
Podziel się:

Sąd Okręgowy w Łodzi ma ogłosić w piątek wyrok w
głośnym procesie "łowców skór", w którym na ławie oskarżonych
zasiada dwóch b. sanitariuszy i dwóch b. lekarzy łódzkiego
pogotowia ratunkowego. Będzie to pierwszy wyrok w ujawnionej przed
pięcioma laty sprawie tzw. afery w łódzkim pogotowiu.

Sąd Okręgowy w Łodzi ma ogłosić w piątek wyrok w głośnym procesie "łowców skór", w którym na ławie oskarżonych zasiada dwóch b. sanitariuszy i dwóch b. lekarzy łódzkiego pogotowia ratunkowego. Będzie to pierwszy wyrok w ujawnionej przed pięcioma laty sprawie tzw. afery w łódzkim pogotowiu.

Dla dwóch byłych sanitariuszy Andrzeja N. i Karola B., oskarżonych o zabójstwa w sumie pięciu pacjentów, prokurator domaga się dożywocia. Dla dwóch lekarzy Janusza K. i Pawła W., którym zarzuca się narażenie zdrowia i życia i nieumyślne spowodowanie śmierci łącznie 14 pacjentów, oskarżyciel żąda kar 10 i 8 lat więzienia. Prokurator chce, aby sąd wszystkim oskarżonym na 10 lat zakazał wykonywania zawodu.

Obrońcy, jak i sami oskarżeni, którzy nie przyznają do winy, domagają się uniewinnienia - lekarze w całości, sanitariusze od najpoważniejszych zarzutów.

Pod koniec procesu sąd uprzedził strony o możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynów zarzucanych lekarzom; zapowiedział możliwość przyjęcia zachowania lekarzy jako nieumyślnego narażenia zdrowia i życia pacjentów, a nie - jak zarzuca im prokuratura - umyślnego działania. W tym przypadku zagrożenie karą zmniejsza się z pięciu lat do roku więzienia. Odebrał także od 13 pokrzywdzonych wnioski o ściganie i ukaranie sprawców.

Wcześniej już sąd zapowiedział, że może nastąpić zmiana kwalifikacji zarzutów korupcyjnych, a łapownictwo może zostać zamienione na złamanie tajemnicy zawodowej i doprowadzanie rodzin pacjentów do niekorzystnego rozporządzenia mieniem.

Wyrok w tej bulwersującej opinię publiczną sprawie ma zostać ogłoszony w największej sali łódzkiego sądu. Sprawa budzi ogromne zainteresowanie mediów; wyrok ma relacjonować ponad 60 dziennikarzy i przedstawicieli mediów. Kilka stacji telewizyjnych wystąpiło o zgodę na bezpośrednią transmisję, ale sąd nie wyraził na to zgody. Jak powiedziała PAP Grażyna Jeżewska z biura prasowego sądu, mogłoby to zakłócić przebieg rozprawy.

Sprawa dotyczy lat 2000-2001. Według prokuratury, b. sanitariusz 38-letni obecnie Andrzej N. dokonał zabójstw czterech pacjentów poprzez nieuzasadnione podanie im leku zwiotczającego mięśnie - pavulonu. O dwa lata starszego Karola B. oskarżono o zabójstwo jednej osoby i pomoc w zabójstwie czterech. Według prokuratury, oskarżeni dokonywali zabójstw z "motywacji zasługującej na szczególne potępienie", bowiem otrzymywali pieniądze od właścicieli firm pogrzebowych za informacje o zgonach pacjentów.

Byłemu lekarzowi pogotowia 51-letniemu Januszowi K. prokuratura zarzuciła zaniechanie podjęcia akcji reanimacyjnej lub niewłaściwego podania leków wobec 10 pacjentów, drugiemu z lekarzy 35-letniemu Pawłowi W. - w stosunku do 4 pacjentów. W ten sposób - zdaniem prokuratury - narazili oni pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślnie doprowadzili do ich śmierci.

B. sanitariuszom zarzuca się także fałszowanie recept na pavulon - w sumie - zdaniem śledczych - pobrali oni na podstawie sfałszowanych recept 97 ampułek tego leku. Natomiast cała czwórka oskarżona jest też o przyjęcie w ciągu kilku lat od 12 do ponad 70 tysięcy złotych łapówek od firm pogrzebowych w zamian za informacje o zgonach pacjentów. Według prokuratury, o wysokość tych łapówek zakłady pogrzebowe zawyżały koszty pochówku.

B. sanitariuszom grozi dożywocie; lekarzom kary od roku do 10 lat więzienia. Sanitariusze od ponad trzech lat przebywają w areszcie; lekarze odpowiadają z wolnej stopy. W sprawie jest 28 pokrzywdzonych; pięć osób występuje w charakterze oskarżycieli posiłkowych. Proces toczył się ponad 21 miesięcy (od kwietnia 2005 roku). W tym czasie odbyło się ponad sto rozpraw, przesłuchano około 400 świadków, m.in. pracowników pogotowia, właścicieli firm pogrzebowych, rodziny zmarłych pacjentów oraz biegłych z zakresu medycyny sądowej, pisma ręcznego, z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych oraz z zakresu anestezjologii i intensywnej terapii.

Przed sądem Andrzej N. odwołał wszystkie wyjaśnienia ze śledztwa, w których przyznał się do dokonania zbrodni twierdząc że "składał je pod silną presją". Pytany po co pobierał z magazynu pogotowia pavulon, N. stwierdził, że chciał sprzedać go weterynarzom. N. opowiadał natomiast o handlu informacjami o zgonach, mówił, że był to proceder powszechny w pogotowiu, że celowo nie podejmowano akcji ratowania pacjentów, a nawet opisał przypadek, że do zakładu pogrzebowego przewieziono pacjentkę, która jeszcze żyła.

Drugi z sanitariuszy Karol B. też nie przyznał się do zabójstwa pacjentki i zaprzeczył obciążającym go wyjaśnieniom N. (W śledztwie Andrzej N. powiedział, że B. chwalił mu się, że podał pacjentce z wysypką pavulon ). Zaprzeczył też, że przekazywał mu pavulon, wiedząc, że N. uśmierca nim pacjentów. Jedynie częściowo przyznał się do fałszowania recept oraz brania pieniędzy od zakładów pogrzebowych.

Do winy nie przyznają się też lekarze. Ginekolog Janusz K. powiedział przed sądem, że nie powinien pracować w pogotowiu w zakresie ratownictwa medycznego, bo się na tym nie znał. Drugi z lekarzy Paweł W. przed sądem mówił, że jego jedynym zaniedbaniem było niewpisywanie do karty wyjazdów wszystkich procedur medycznych i leków, które wykonywał i stosował dla ratowania pacjenta.

Zeznający w procesie biegły z zakresu anestezjologii i intensywnej terapii przyznał, że na podstawie dokumentacji medycznej pogotowia nie da się jednoznacznie potwierdzić ani wykluczyć możliwość podania pavulonu; nie można też powiedzieć, czy reanimacje - o ile faktycznie były wykonane - zostały przeprowadzone prawidłowo. Biegłe z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych przyznały, że w analizowanych przez nie kartach wyjazdów karetek są błędy, ale nie przesądza to o winie lekarzy.

Wielu świadków potwierdzało przed sądem istnienie procederu handlu informacjami o zgonach pacjentów. Z zeznań niektórych pracowników pogotowia i właścicieli firm pogrzebowych wynikało, że zjawisko to trwało od początku lat 90, a kierowali nim niektórzy dyspozytorzy. Jeden z przedsiębiorców pogrzebowych zeznał, że przez pół roku zapłacił za te informacje ponad 200 tys. zł. Według niektórych świadków, było to zjawisko powszechne w pogotowiu i uznawane za normalne, a brali wszyscy. Z zeznań niektórych członków rodzin zmarłych pacjentów wynikało, że załogi karetek pogotowia proponowały usługi firmy pogrzebowej. W trakcie procesu pojawiły się sygnały, że niektórzy świadkowie są zastraszani i nakłaniani do składania fałszywych zeznań. Prokuratorskie śledztwo w tej sprawie zostało jednak umorzone; według śledczych nie udało się potwierdzić tych sygnałów bądź sprawcy nie zostali ustaleni.

W mowie końcowej prokurator Robert Tarsalewski przekonywał, że szalona, nieprawdopodobna pogoń za pieniędzmi pochodzącymi od zakładów pogrzebowych za informacje o zgonach była motywem zabójstw i nieudzielania pacjentom pomocy, a proceder handlu informacjami spowodował, że oskarżonym nie opłacało się ratować ludzi. Prokurator mówił o poszlakach i dowodach, które pozwoliły oskarżonych postawić przed sądem, w tym m.in. o statystykach wskazujących na dużą liczbę niewytłumaczalnych zgonów w zespołach, w których jeździli oskarżeni; o tym, że pobierały one duże ilości pavulonu, a recepty na ten lek zwiotczający mięśnie fałszowali obaj sanitariusze.

Oskarżyciel przekonywał, że dowodami w tej sprawie są nie tylko wyjaśnienia oskarżonego Andrzeja N., który w śledztwie przyznał się do zabójstw, ale także opinie biegłych, billingi telefoniczne oskarżonych, dokumentacja medyczna pogotowia i zeznania świadków.

Obrońcy b. sanitariuszy i sami oskarżeni domagają się uniewinnienia od najpoważniejszych zarzutów; tylko w przypadku fałszowania recept na pavulon, do czego się przyznali przed sądem, wnioskują o łagodny wymiar kary. Lekarze i ich obrońcy domagają się uniewinnienia od wszystkich zarzutów. Zdaniem obrońców, biegli nie wypowiedzieli się jednoznacznie, czy działania lekarzy miały wpływ na zgony pacjentów.

W ostatnim słowie Karol B. powiedział, że nigdy nie podawał pavulonu. Lekarz Janusz K. przekonywał, że wszystkie czynności wykonywał rzetelnie i prawidłowo i przez 20 lat nie było do niego zastrzeżeń. Lekarz Paweł W. podkreślił, że przez tę sprawę stracił pracę, oszczędności całego życia, a jego dziecko słyszało w szkole, że jego "tata jest mordercą".

W styczniu 2002 r. "Gazeta Wyborcza" i Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu handlowano informacjami o zgonach, a być może celowo zabijano pacjentów. Media podały, że istnieją poszlaki, iż niektórym chorym podawano lek zwiotczający mięśnie, co w określonych przypadkach powodowało ich śmierć. Śledztwo w tej sprawie, po doniesieniu dyrekcji pogotowia, wszczęła Prokuratura Apelacyjna w Łodzi.

Według prokuratury, wyrok w tej sprawie będzie miał duże znaczenie dla dalszego przebiegu śledztwa i kolejnych działań prokuratury. W sumie podejrzanych w tej sprawie jest kolejnych 41 osób. (PAP)

szu/ bno/ rod/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)