Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

"Lubliniec.pl" - opowieść o polskich komandosach

0
Podziel się:

O żołnierzach elitarnej Jednostki Wojskowej Komandosów (JWK) z Lublińca na
Śląsku, którzy walczyli na Bałkanach, w Iraku i Afganistanie opowiada najnowsza książka Jarosława
Rybaka pt. "Lubliniec.pl". Publikacja właśnie trafiła do księgarń.

O żołnierzach elitarnej Jednostki Wojskowej Komandosów (JWK) z Lublińca na Śląsku, którzy walczyli na Bałkanach, w Iraku i Afganistanie opowiada najnowsza książka Jarosława Rybaka pt. "Lubliniec.pl". Publikacja właśnie trafiła do księgarń.

Książka Rybaka "Lubliniec.pl. Cicho i skutecznie. Tajemnice najstarszej jednostki specjalnej wojska Polskiego" to fabularyzowany zapis rozmów, jakie autor odbył z wieloma komandosami z tej formacji.

Publikacja jest bogato ilustrowana; otwiera ją fotografia, przedstawiająca "powrót z udanej operacji" - widać na niej komandosów wyprowadzających ze śmigłowca taliba. Obok idą dwaj afgańscy policjanci. Jak wynika z podpisu, w czasie tej zmiany żołnierze z Lublińca zatrzymali ponad 50 rebeliantów.

Autor, Jarosław Rybak zna się na tematyce "specjalsów". Od 1997 r. - jak sam zaznacza we wstępie do publikacji - obserwował ich jako dziennikarz w jednostce, na poligonach i na misjach. Spotykał się z nimi w Bośni i Hercegowinie, Macedonii, Iraku i Afganistanie. Ponadto pracował w Ministerstwie Obrony Narodowej i Biurze Bezpieczeństwa Narodowego i dzięki temu - jak podkreśla - mógł "na opisywane historie patrzyć jednocześnie oczami uczestników wydarzeń oraz decydentów, którzy wojskową rzeczywistość kreowali".

Książka wyjaśnia, jakie są najważniejsze różnice, między "specjalsami" z GROM-u i z Lublińca. "Naszym przeznaczeniem jest operowanie w środowisku śródlądowym. (...) Najprościej rzecz ujmując, 70 proc. szkolenia naszych ludzi to +taktyka zielona+, 30 proc. to +czarna, niebieska i czerwona+. W GROM-ie proporcje są odwrotne" - tłumaczy dowódca jednostki płk Ryszard Pietras. Poprzez "taktykę zieloną" rozumie się w wojskach specjalnych operacje w terenie śródlądowy, "taktyka czarna" to klasyczne szkolenie antyterrorystyczne.

Opowieść Rybaka o komandosach z Lublińca sięga początku lat 90., kiedy w polskim wojsku nastąpił czas ogromnych przemian. Zadecydowano wtedy o przeformowaniu kilku wojskowych pododdziałów specjalnych w jednostkę - Pułk Specjalny Komandosów. Taką nazwę stacjonujący w Lublińcu oddział nosił do października 2011 roku. Od tamtego czasu nazwa formacji to: Jednostka Wojskowa Komandosów.

Komandosi z Lublińca szkolili się pod okiem najlepszych instruktorów - brytyjskiego Special Air Service i amerykańskich Rangersów. (Autor opisuje mechanizmy przemian, które doprowadziły do powstania jednostki, pierwsze nabory, zainteresowanym przybliża selekcję do oddziału. A także niechęć wysokich rangą wojskowych do powstającej jednostki)

JWK miała być doborowym, elitarnym pododdziałem, wykonującym skomplikowane operacje. Dobrze wyszkolonym i wyposażonym. Jak zaznacza Rybak to nie mogło się podobać sztabowcom, ćwiczonym w czasach Układu Warszawskiego. Jeden z komandosów wspomina, że jeszcze w Iraku, służąc w ramach Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe, dowodzonej przez generała z wojsk lądowych, komandosi byli przez niego pogardliwie nazywani "szwejozą konwojową", gdyż często zajmowali się eskortą konwojów.

Książka w swej przeważającej części poświęcona jest działaniom polskich komandosów na Bałkanach, w Iraku i Afganistanie. Z rozmów, jakie autor odbył z operatorami - żołnierzami sił specjalnych, wyłania się wiele nieznanych szczegółów obu misji. Interesująca jest historia, w której operatorzy JWK mieli podłożyć bombę niedaleko własnego obozu. Celem operacji było uwiarygodnienie lokalnego "agenta", który miał wspomagać irackich rebeliantów, a faktycznie kooperował z Polakami.

Szturmani z JWK spotykali się niekiedy z niechęcią zwykłych żołnierzy z innych jednostek. Pojawiały się niepochlebne komentarze, docinki. Do tego dochodziły ciągłe kłopoty ze sprzętem, bo - jak opisuje Rybak - sztabowcy z Warszawy traktowali prośby komandosów jak żądania ludzi, cierpiących na przerost ambicji. Komandosi twierdzą, że lepiej traktowani byli przez sojuszników, niż przez polskich dowódców. Jeden z operatorów wspomina, jak polscy specjaliści przez dwa miesiące instalowali w baraku komandosów klimatyzację i kablówkę. W końcu zrobił to - w ciągu jednego dnia - amerykański sierżant.

Ale komandosi wspominają i momenty luźniejsze: podczas jednej z nocnych misji w Afganistanie, kamera na podczerwień pokazała obecność kogoś za drzwiami, które miały być wysadzone. Tłumacz kazał tajemniczej postaci odsunąć się, ta jednak nie reagowała. Kiedy komandosi podeszli bliżej, okazało się, że była to... owca.

O lublinieckich komandosach mówi się w mediach rzadziej, niż o ich kolegach z GROM-u. Osobom zainteresowanym działaniami jednostki, "Lubliniec.pl" dostarczy wielu interesujących informacji.

Pozycję opublikowało Wydawnictwo Creatio PR. (PAP)

maz/ abe/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)