Niska frekwencja w wyborach do PE to efekt rozczarowania brakiem postępów Unii Europejskiej, m.in. niezatwierdzenia traktatu lizbońskiego - powiedział w niedzielę PAP dyrektor Instytutu Europeistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Zdzisław Mach.
Zaznaczył, że frekwencja w całej Europie jest niewielka, a wynika to z rozczarowania obywateli państw Wspólnoty. "Można to przypisać brakowi wyraźnego postępu w Unii Europejskiej. "Nie zatwierdzono dwóch traktatów (konstytucyjnego oraz lizbońskiego) nie ma odczucia, że Unia idzie do przodu" - powiedział.
Profesor wyraził zadowolenie, że w przypadku Polski nie sprawdziły się "katastrofalne" prognozy, zgodnie z którymi frekwencja mogłaby wynieść kilkanaście procent.
Wskazał, że w PE znaczenie mają tylko trzy frakcje: ludowa, w której jest PO i PSL, socjaliści i liberałowie. W jego opinii PiS jest partią egzotyczną i marginalną w PE, ale w Polsce jest partią głównego nurtu.
"Kampania dotyczyła w dużej mierze spraw krajowych i PiS zebrał głosy swojego elektoratu, nawet więcej, niż gdyby były to wybory krajowe" - uważa. Jego zdaniem nie wykluczone jest, że na PiS zagłosowali też ludzie, do których przemawia narodowa retoryka PiS. "Gdyby to oznaczało, że wrócą rządy PiS, to wtedy by nie zagłosowali (na PiS - PAP)" - ocenił.
Zauważył też, iż ludzie, którzy nie lubią PO, głosują na PiS, mimo że są bliżsi innemu ugrupowaniu politycznemu. Podobne zjawisko można zaobserwować wśród wyborców, którzy nie lubią PiS i dlatego oddają głosy na PO. Według Macha wpływa to na kształtowanie się w Polsce systemu dwupartyjnego. (PAP)
mmu/ luo/ par/ bk/
