Ponad 80 proc. wyniosła frekwencja w niedzielnych wyborach parlamentarnych w Malezji. Po raz pierwszy od ponad 50 lat zagrożone jest zwycięstwo Frontu Narodowego (BN), na którego czele stoi obecnie premier Najib Razak.
Wyniki głosowania spodziewane są w niedzielę wieczorem.
BN pozostaje u władzy nieprzerwanie od 1957 roku, najdłużej ze wszystkich koalicji rządzących na świecie. Choć i tym razem sondaże prognozują mu zwycięstwo, to komentatorzy wskazują, że opozycyjny Sojusz Ludowy (PR) pod przywództwem Anwara Ibrahima może poważnie zaszkodzić ugrupowaniu premiera, a nawet - jak sugeruje agencja Reuters - zakończyć jego rządy.
W parlamencie ostatniej kadencji, po wyborach w 2008 roku, BN miał 140 na 222 miejsca, choć nie była to już większość dwóch trzecich głosów, jaką cieszył się w poprzednich latach. Jeśli w niedzielę wynik nie będzie lepszy, to zagrożona zostanie pozycja samego Najiba Razaka oraz los forsowanego przez niego programu reform gospodarczych - zaznacza Reuters.
Choć nie ogłoszono jeszcze wyników niedzielnego głosowania, Anwar Ibrahim, który wcześniej należał do kierownictwa rządzącej koalicji, zdążył ogłosić na Twitterze zwycięstwo swego nowego ugrupowania i przestrzec komisję wyborczą, by "nie próbowała manipulować wynikami".
Jeszcze przed wyborami lider PR oskarżył rząd o przetransportowanie ok. 40 tysięcy, jak to ujął, "wątpliwych wyborców", w tym imigrantów z Bangladeszu i Indonezji, do okręgów, gdzie spodziewano się szczególnie zażartej rywalizacji. Władze w Kuala Lumpur odrzuciły te oskarżenia.
Długotrwałe rządy Frontu Narodowego uczyniły z Malezji jedno z zamożniejszych państw Azji Południowo-Wschodniej. Krytycy wytykają mu jednak nepotyzm, korupcję, dyskryminację mniejszości etnicznych, np. chińskiej czy indyjskiej, oraz przyczynianie się do rosnącej nierówności społecznej. (PAP)
akl/ ap/
13739562 13739589 13739290