Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Mali: Pokój z Tuaregami na wybory prezydenckie

0
Podziel się:

Umowa pokojowa zawarta przez rząd Mali z tuareskimi separatystami umożliwi
przeprowadzenie w lipcu wyborów prezydenckich na całym obszarze malijskiego państwa, ale wcale nie
gwarantuje mu jeszcze pokoju.

Umowa pokojowa zawarta przez rząd Mali z tuareskimi separatystami umożliwi przeprowadzenie w lipcu wyborów prezydenckich na całym obszarze malijskiego państwa, ale wcale nie gwarantuje mu jeszcze pokoju.

We wtorek w stolicy Burkina Faso, po wielu tygodniach żmudnych politycznych targów, przedstawiciele władz Mali i dwóch tuareskich armii partyzanckich zawarli porozumienie, które zapewni, że przynajmniej przez miesiąc pokój zapanuje w kraju wstrząsanym od półtora roku domową wojną.

W umowie pokojowej przywódcy Ruchu Wyzwolenia Narodowego Azawadu i Wysokiej Rady na rzecz Jedności Azawadu (Azawad to tuareska nazwa ich niepodległego państwa, o które od pół wieku walczą w północnej części Mali) zgodzili się wpuścić rządowe wojsko do tuareskiej twierdzy i stolicy, miasta Kidal. W ten sposób zapowiedziane na koniec lipca wybory prezydenckie w Mali będzie można przeprowadzić na całym terytorium państwa i nie dojdzie z tego powodu do nowej wojny.

Groziła ona przez cały czerwiec, bo dowódcy malijskiego wojska zapowiadali, że jeśli Tuaregowie nie wpuszczą ich żołnierzy do Kidalu, wojsko weźmie miasto szturmem. W pierwszej połowie czerwca malijskie oddziały ruszyły nawet na Kidal i wyparły tuareskich partyzantów z kilku okolicznych wsi i miasteczek.

W Burkina Faso, pod naciskiem sąsiadów, a także ONZ, Unii Europejskiej i przede wszystkim Francji, Tuaregowie zgodzili się wpuścić wojsko do Kidalu i pozwolić na przeprowadzenie wyborów.

Zobowiązali się stawić z bronią w wyznaczonych bazach i pozostawać w nich pod nadzorem wojsk pokojowych ONZ. Tuaregowie zatrzymają jednak broń, a o tym co dalej z nią poczną - złożą czy zachowają do dalszej walki - rozstrzygną kolejne rozmowy o pokoju już na trwałe, a nie tylko na prezydencką elekcję.

Zależy na niej przede wszystkim Francji, dawnej metropolii kolonialnej, która od dwóch lat pełni rolę zachodniego żandarma w północnej i zachodniej Afryce. W 2011 r. Francja przyczyniła się do obalenia libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego, a w styczniu 2013 r. musiała dokonywać inwazji na Mali, którego połowę przejęli pod kontrolę uzbrojeni w zrabowane libijskie arsenały Tuaregowie oraz partyzanci saharyjskiej Al-Kaidy.

Tuaregowie wywołali wojnę w Mali w styczniu 2012 r. i już wiosną ogłosili na północy kraju niepodległość Azawadu. W czerwcu teren ten odebrali im lepiej uzbrojeni partyzanci Al-Kaidy, którzy północną połowę Mali przerobili na własny kalifat.

Rozbili go ostatecznie Francuzi, a pomagali im w tym Tuaregowie żądni zemsty na zdradzieckich sojusznikach z Al-Kaidy, a także po to, by nie mając szans na niepodległość Azawadu, wywalczyć dla niego choćby autonomię.

Wdzięczni Tuaregom za pomoc Francuzi pozwolili im zająć Kidal i nie zrobili nic, gdy partyzanci nie pozwolili wkroczyć do miasta rządowemu wojsku. W kwietniu na południu Mali, wdzięcznym Francji za inwazję i pokonanie Al- Kaidy, doszło do pierwszych antyfrancuskich wystąpień i oskarżeń Paryża o zmowę z Tuaregami.

Na rozejmie z Tuaregami i wyborach prezydenckich w Mali najbardziej zależy Francuzom, którzy będą mogli uznać je za zwieńczenie ich interwencji zbrojnej i zacząć wycofywać wojska. Zastąpi je 12,5 tys. żołnierzy ONZ, których zadaniem będzie upilnować Mali przed atakami Al-Kaidy, ale też przed recydywą wojny domowej.

Nie dojdzie do niej, jeśli Tuaregowie będą zadowoleni z wyniku rozmów o pokoju na trwałe, do których przystąpią już z wyłonionymi w lipcu malijskimi władzami. Francuzi, ONZ i Unia Europejska obiecały dopilnować, by Bamako takie rozmowy podjęło. Dopiero jeśli Tuaregowie będą zadowoleni z ich wyniku (wyrzekli się niepodległości, ale wciąż domagają się autonomii), złożą broń.

Na razie ujawnione szczegóły rozejmu wskazują, że na ustępstwa poszli niemal wyłącznie Tuaregowie. Powszechna wrogość, jaka panuje wobec nich na południu Mali (obwinia się ich o wywołanie wojny domowej i ściągnięcie Al-Kaidy) sprawiłaby, że każdy polityk, który dziś poszedłby wobec nich na ustępstwa, popełniałby polityczne samobójstwo.

Jedynymi dyskretnymi ustępstwami wobec Tuaregów stała się na razie decyzja malijskich władz, że choć nie mogą odwołać listów gończych, wydanych przez sądy za tuareskimi przywódcami, to nikt nie będzie ich ścigał. Zyskiem dla Tuaregów jest też 4,5 mld dolarów zachodniej pomocy dla Mali, której znaczna część ma być skierowana do północnej części kraju, gdzie leży tuareski Azawad.

Wojciech Jagielski (PAP)

wjg/ klm/ kar/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)