Mecenas Jerzy Feliks występujący w piątek z obronną mową końcową w procesie 17 byłych zomowców, oskarżonych o strzelanie do górników podczas pacyfikacji kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy", ocenił, że żaden z uczestników tamtych wydarzeń nie chciał nieszczęścia, które się zdarzyło.
"Ludzie, którzy brali udział w tych wydarzeniach, nie byli tam z własnej woli. Jedni pojechali tam, bo dostali taki rozkaz, drudzy bronili kopalni, bo czuli, że taki jest ich patriotyczny i ludzki obowiązek. Na pewno nikt nie chciał takiego nieszczęścia" - powiedział mec. Feliks
Obrońca ocenił też, że oskarżonych trzyma dziś poczucie solidarności w sytuacji, w której się znaleźli. "Najtrudniejsza jest dziś rola tych, którzy nie strzelali, bo biorą odpowiedzialność m.in. za to, że pani Stawisińska (matka jednego z zastrzelonych górników, obecna na niemal każdej rozprawie - PAP) nie dowie się, kto zastrzelił jej syna" - podkreślił mec. Feliks. (PAP)
mtb/ wkr/ jra/