Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Meksyk: Na "Dziką Północ" powraca pokój

0
Podziel się:

W północnym stanie Meksyku Chihuahua turysta może poczuć się jak na
prawdziwym Dzikim Zachodzie. Choć wojna z kartelami narkotykowymi się nie skończyła, to do regionu,
a szczególnie do jego najbardziej znanego miasta Juarez, powoli powraca pokój.

W północnym stanie Meksyku Chihuahua turysta może poczuć się jak na prawdziwym Dzikim Zachodzie. Choć wojna z kartelami narkotykowymi się nie skończyła, to do regionu, a szczególnie do jego najbardziej znanego miasta Juarez, powoli powraca pokój.

Chihuahua to największy, ale słabo zaludniony stan kraju. Na północy graniczy z USA, co z jednej przynosi mu dochody, lecz z drugiej stanowi jego przekleństwo, skazując na skutki wojny z kartelami szmuglującymi narkotyki na największy światowy rynek - do Stanów Zjednoczonych.

Liczące 1,5 mln mieszkańców Ciudad Juarez to siostrzane miasto amerykańskiego El Paso. Sąsiadów dzieli na mapie rzeka Rio Bravo, po której w porze suchej pozostaje tylko wyschnięte wąskie koryto. Po amerykańskiej stronie rzuca się w oczy płot, zasieki, wieżyczki i patrole samochodowe strzegące bram do "raju".

"Przedtem było zupełnie inaczej" - wspomina PAP jeden z mieszkańców Meny, siedząc nad lampką margarity w oddalonym o 50 m od przejścia granicznego słynnym barze Kentucky. "Przechodziłem granicę bez żadnych kontroli, a w weekendy tłumy Amerykanów oblegały tutejsze dyskoteki. Wszystko zmieniło się z rozpoczęciem wojny z terroryzmem przez USA oraz wojny przeciw kartelom", czyli narcos - dodaje, rozglądając się po pustej i sennej reprezentacyjnej alei miasta, niegdyś co noc tętniącej życiem.

Wojna z narcos, wypowiedziana przez prezydenta Meksyku Felipe Calderona w styczniu 2007 r., rozgorzała w Chihuahua na dobre w 2008 r. W latach 2009-10 - w czasie największego natężenia bandyckiego terroru - w Juarez notowano nawet do 12 ofiar śmiertelnych dziennie. W wyniku wojny w samym 2010 r. zginęło tam według statystyk 3111 osób. Zabójstwa i porwania zasiały wyczuwalną do dziś atmosferę napięcia i nieufności. "Ludzie bali się otwierać drzwi, odbierać telefony" - mówi dziennikarz lokalnej gazety "El Mexicano" Emilio Arriaga.

Sytuację pogarszały jeszcze porwania i zabójstwa kobiet, które okryły miasto ponurą sławą na świecie. Dziewczęta i młode kobiety zaczęły znikać w 1991 r. Czasami udawało się odnaleźć ciała niektórych z nich. Brakuje wiarygodnych statystyk, ale nieoficjalnie mówi się o tysiącach ofiar. "Główną przyczyną tego zjawiska jest kult macho oraz powszechne poczucie bezkarności spowodowane nieskutecznością policji i wymiaru sprawiedliwości" - tłumaczy Arriaga.

W rozmowie z PAP podkreśla jednak, że najgorsze minęło. "Wreszcie odczuliśmy poprawę bezpieczeństwa i zauważalny spadek przestępczości" - mówi. W 2011 r. szefem policji w mieście został Julian Leyzaola, który wcześniej sprawdził się na tym stanowisku w Tijuanie, czyli innym znanym z przestępczości meksykańskim mieście graniczącym z USA.

"Od razu zabrał się za porządki w szeregach policjantów, którzy bali się wówczas wychodzić na ulicę. Zasłynął tym, że już pierwszego dnia zwolnił z pracy dowódcę posterunku, którego zastał na służbie w piżamie" - wyjaśnia Arriaga.

Ciudad Juarez słynie z przemysłu wytwórczego. Dachy wielkich hal, gdzie z importowanych części składa się produkty zagranicznych marek, rozciągają się po horyzont na wschód od miasta. Juarez przyciągnęło inwestorów z całego świata: obok amerykańskich potentatów działalność prowadzą tutaj m.in. firmy z Japonii, Chin, Korei Płd. i Kanady.

Produkcja rozkręca się na nowo, do miasta stopniowo powracają też przedsiębiorcy zza północnej granicy. Otwierają coraz więcej sklepów i punktów usługowych, których zabite na głucho witryny przez ostatnie lata straszyły przechodniów.

Miasto i region łapią drugi oddech. Do Juarez znów zaczęli zaglądać turyści przyciągnięci legendą przywódcy partyzantki chłopskiej w okresie rewolucji meksykańskiej Pancho Villi oraz wydmami Samalayuca, gdzie można uprawiać piaskową wersję surfingu.

Chihuahua to region, który wymyka się stereotypowym skojarzeniom o Meksyku. Olbrzymie półpustynne przestrzenie sąsiadują z zasobnymi w wodę i lasy górami. Ulicami miast przechadzają się kowboje, niedzielną rozrywką większości rodzin jest rodeo.

Rogelio Gray z Biura Turystyki zachwala PAP turystyczne atrakcje stanu. "Największym magnesem jest oczywiście Miedziany Kanion (Barranca de Cobre), przez który przejeżdża pociąg Chepe, łączący miasto Chihuahua z Pacyfikiem" - opowiada w wagonie restauracyjnym, z okien którego rozciągają się olśniewające widoki na wąwozy głębokie miejscami na ponad kilometr.

Chepe to z pewnością jedna z najbardziej spektakularnych tras kolejowych na świecie, ale nie jedyna rzecz warta poznania na miejscu. Chihuahua szczyci się mianem "stanu trzech kultur". Meksykanie (metysi i biali) żyją tu obok Indian z plemienia Tarahumara oraz Mennonitów. Tarahumara, którzy sami siebie nazywają Raramuri, to prawowici gospodarze tych ziem, zachowujący swój język i kulturę. Do dziś część z nich zamieszkuje górskie jaskinie. Mennonici zaczęli osiedlać się w Chihuahua w latach 20. XX wieku. I oni zachowali swoją wiarę, zwyczaje i język niemiecki, a na nowych ziemiach rozwinęli nowoczesne rolnictwo i produkcję.

Między społecznościami dochodzi czasami do zatargów. Biedni z reguły Raramuri czują się wykluczeni i skarżą się, że rozwój gospodarczy powoduje niszczenie środowiska naturalnego. Wszyscy dążą jednak do pokojowego rozwiązania konfliktów i wszyscy patrzą z nadzieją w przyszłość, gdy przestanie obowiązywać prawo pięści, a w ich krainie, niczym żywcem przeniesionej z książek Karola Maya, na stałe zagości pokój.

Z Chihuahua Łukasz Firmanty (PAP)

fir/ jhp/ kot/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)