Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Migalski: Marcinkiewicz zaczął grać na siebie

0
Podziel się:

Politolog dr Marek Migalski z Uniwersytetu
Śląskiego, ocenia, że nie wchodząc do rządu Kazimierz
Marcinkiewicz "zaczął grać na siebie", dążąc do wzmocnienia
swojego kapitału politycznego w dłuższej perspektywie. Może to być
również sygnał problemów ze spójnością Prawa i Sprawiedliwości -
uważa Migalski.

Politolog dr Marek Migalski z Uniwersytetu Śląskiego, ocenia, że nie wchodząc do rządu Kazimierz Marcinkiewicz "zaczął grać na siebie", dążąc do wzmocnienia swojego kapitału politycznego w dłuższej perspektywie. Może to być również sygnał problemów ze spójnością Prawa i Sprawiedliwości - uważa Migalski.

"To, że Marcinkiewicz dystansuje się i nie przyjmuje oferty politycznej, oznacza, że zaczyna grać na siebie. Zaczyna myśleć egoistycznie, w kategoriach zdyskontowania swojej popularności nie na rzecz partii, w której jest zmarginalizowany, ale dla siebie, wierząc, że to ogromne poparcie społeczne przełoży się, gdy będzie ku temu okazja - czyli przed wyborami - na realną siłę polityczną" - powiedział we wtorek PAP Migalski.

Jego zdaniem, odrzucenie oferty wejścia do rządu pokazuje, że ambicje polityczne Marcinkiewicza są większe niż sądzono, dlatego nie zamierza on bezkrytycznie podporządkować się Jarosławowi Kaczyńskiemu i pracować w rządzie na jego rzecz.

"Prawdopodobnie uznał, że w tym rządzie pracowałby na rzecz PiS-u i Kaczyńskiego, a nie byłoby systemu odwzajemniania się. W istocie ponosiłby konsekwencje kolejnych problemów koalicji; więc bał się, że w rządzie będzie trwonił kapitał, którym dziś dysponuje. Tym bardziej, że jest dziś tak zmarginalizowany w PiS-ie, że to nie on decydowałby kim jest, ale Kaczyński" - uważa Marek Migalski.

W jego ocenie, pozostawanie poza rządem jest obecnie w osobistym interesie Marcinkiewicza. Może to także - jak powiedział - zwiastować problem ze spójnością PiS-u w przyszłości. Gdy partia zacznie słabnąć, otworzy się pole do powrotu byłego premiera.

"Dzisiaj on nie jest w stanie zrobić nic, żeby wzmocnić swoją pozycję. Musi poczekać albo na osłabnięcie PiS-u i wtedy - jak na gruzach AWS zbudowano trzy partie prawicowe - uderzyć. Najlepiej krótko przed wyborami wrócić ze swojego dobrowolnego +Sulejówka+ i próbować wejść w te same buty, które nosi dzisiaj, czyli odnowić swoją popularność" - dodał politolog.

Zdaniem Migalskiego, taki scenariusz może się udać, bo koalicja niewątpliwie będzie targana wewnętrznymi problemami, a to przed wyborami stworzy szansę powrotu Marcinkiewicza.

"Będzie pewien proces zużywania się tej koalicji, zmęczenie materiału. Wracając za rok-dwa, przed wyborami 2009 r., Marcinkiewicz będzie postrzegany jako człowiek w pewnym sensie z zewnątrz; sympatyczny, miły, przyjazny. Z tego punktu widzenia jego wycofanie się jest słuszne, chociaż zwiastuje problemy PiS" - ocenił politolog.

Według niego, Marcinkiewicz, podobnie jak Jan Rokita w PO, jest bardziej popularny w społeczeństwie, niż znaczący we własnej partii. Jednak czas na przekucie poparcia społecznego w sukces polityczny może nastąpić jedynie przed wyborami.

"Struktura, która mogłaby być dzisiaj powołana przez Marcinkiewicza np. we współpracy z Rokitą, na początku dostałaby duże poparcie społeczne, ale co z takiego poparcia, jeżeli nie ma wyborów. Marcinkiewicz i Rokita muszą - razem albo osobno - zdyskontować swoją popularność na 3-4 miesiące przed wyborami, kiedy będzie efekt nowości" - powiedział.

Jego zdaniem, objęcie przez Marcinkiewicza stanowiska prezesa jednej z dużych spółek Skarbu Państwa oznaczałoby dla niego zabezpieczenie materialne na wiele lat, a jednocześnie spokojne przygotowanie kadr, towarzyszących mu w karierze politycznej. W tym czasie - ocenił Migalski - mógłby dystansować się od "brudu polityki", a przy tym nadal pozytywnie funkcjonować w mediach. (PAP)

mab/ par/ rod/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)