Wejście w życie Traktatu z Lizbony zakończy spory o kształt i prerogatywy unijnych instytucji i umożliwi UE odgrywanie globalnej roli w polityce zagranicznej stosownie do jej potencjału - ocenił w poniedziałek szef brytyjskiej dyplomacji David Miliband na spotkaniu w Międzynarodowym Instytucie Studiów Strategicznych (IISS).
Traktat Lizboński stwarza szansę na uczynienie polityki zagranicznej "bardziej spójną, konsekwentną i wybiegającą w przyszłość". Jeśli tego celu nie uda się osiągnąć, to UE będzie traktowana jak "papierowy tygrys" lub "wpatrzona w siebie biurokracja" - przestrzegł.
Era, w której podmiotem polityki międzynarodowej były narodowe państwa, według niego kończy się, a świat będzie się organizował wokół podziału na kontynenty i wokół państw będących silnymi ośrodkami wpływu.
Obecny stan, w którym "UE jako całość to coś mniej niż suma jej elementów składowych", Miliband uznał za niezadowalający. Jego kontynuacja może spowodować to, że "UE, zamiast odgrywać w świecie rolę przywódczą, będzie kibicem spotkań G2 - USA i Chin" - zaznaczył.
"Wspólna unijna polityka zagraniczna UE jest zdecydowanie w brytyjskim interesie. Londyn powinien ją powitać z zadowoleniem, zaakceptować i pomóc w jej kształtowaniu" - stwierdził. Dodał, że taka polityka powinna być "najwyższym pułapem tego, co można osiągnąć, a nie najniższym wspólnym mianownikiem".
Zapytany, czy fakt, iż Wielka Brytania nie jest członkiem eurostrefy, nie jest hamulcem dla ambicji Londynu odgrywania przywódczej roli w kształtowaniu polityki zagranicznej UE, Miliband odparł, iż okoliczność ta nie ma wpływu na przebieg unijnych dyskusji na temat Afganistanu, Iranu czy Bliskiego Wschodu.
Wykluczył też rezygnację z miejsca Wielkiej Brytanii w Radzie Bezpieczeństwa ONZ na rzecz wspólnej reprezentacji UE i dopuszczenia do niej Brazylii i Indii.
Pytany, dlaczego osiągnięcie nowego strategicznego partnerstwa UE-Rosja napotyka tak duże trudności, zwrócił uwagę na dwa powody: różne stosunki poszczególnych państw UE z Rosją w związku z dostawami energii oraz okoliczność, iż zgodnie z zasadami rotacji unijnym szczytom z Rosją przewodniczy za każdym razem inny rząd, co nie sprzyja kształtowaniu spójnej, skutecznej polityki.
Drugą z tych przeszkód może jego zdaniem usunąć Traktat Lizboński.
W przemówieniu Miliband opowiedział się za ożywieniem stosunków z Rosją w szerokiej gamie tematów, odnotowując m.in. inicjatywę prezydenta Dmitrija Miedwiediewa w zakresie europejskiego bezpieczeństwa.
Rosja i UE powinny jego zdaniem działać na rzecz uczynienia stosunków energetycznych bardziej przewidywalnymi. "UE jest potrzebna Rosji jako rynek zbytu surowców energetycznych, z kolei UE potrzebuje dostaw energetycznych z Rosji" - wskazał.
Miliband, który w najbliższych dniach jedzie do Moskwy, zaznaczył, że różnice zdań między UE a Rosją w kwestii praw człowieka czy wojny z Gruzją nie powinny stać na drodze rozwoju stosunków w tych dziedzinach, w których obie strony mają wspólny interes.
Mówiąc o unijnej inicjatywie Partnerstwa Wschodniego z krajami postsowieckimi, wśród których największym jest Ukraina, Miliband zaznaczył, że "inicjatywa ta nie powinna być odskocznią do ewentualnego członkostwa w UE, lecz przede wszystkim instrumentem ustabilizowania tych krajów".
Wskazał w tym kontekście na integrację ze wspólnym europejskim rynkiem, potrzebę przeprowadzenia w tych krajach reform gospodarczych oraz współpracę w dziedzinie energetyki.
Miliband ostatnio opowiedział się za powierzeniem byłemu premierowi Tony'emu Blairowi funkcji prezydenta UE, a sam zdementował doniesienia, jakoby kandydował na stanowisko unijnego szefa polityki zagranicznej. (PAP)
asw/ klm/ kar/