Zdaniem specjalisty od marketingu politycznego Eryka Mistewicza, podczas poniedziałkowej debaty przedwyborczej były prezydent Aleksander Kwaśniewski pokazał klasykę debaty, zaś premier Jarosław Kaczyński zaskoczył siłą przekazu.
Złym rozwiązaniem - w ocenie eksperta - było to, że politycy nie musieli patrzeć sobie w oczy, "ponieważ emocje były mniejsze, a liderzy byli zwolnieni z reakcji".
Według eksperta, Kwaśniewski pokazał "klasykę debaty i erystyki" i nie zaskoczył odbiorców. W ocenie Mistewicza, Kwaśniewski przyszedł z gotowymi hasłami, które wplótł w debatę np. "mój czas się nie kończy, mój czas się zaczyna".
"Natomiast premier Jarosław Kaczyński zaskoczył siłą przekazu, silnym głosem, dobrą gestykulacją" - ocenił Mistewicz.
Zdaniem eksperta, Kwaśniewski mówił do "ekspertów, politologów, ludzi z dużego miasta", natomiast Jarosław Kaczyński używał języka zwykłych ludzi, np. poprzez użycie zwrotu: "rozwalimy przestępczość zorganizowaną".
Mistewicz ocenił, że błędem premiera był atak w byłego prezydenta jako byłego członka PZPR. Jak argumentował, szef rządu zniechęcił w ten sposób byłych członków tej partii do głosowania na PiS.
Z kolei błędem Kwaśniewskiego - jak mówił ekspert - było przedrzeźnianie Jarosława Kaczyńskiego. "To nie przystoi mężowi stanu" - dodał.
W ocenie Mistewicza, Kwaśniewski zapomniał, że w tego typu debacie najważniejsze są ostatnie minuty. "Aleksander Kwaśniewski ostatnie słowa, które mógł wcześniej przygotować, zamienił w reklamówkę LiD-u, a Jarosław Kaczyński wykorzystał ostatnie minuty na pokazanie ludziom, na czy polega różnica w świecie budowanym przez LiD i przez PiS" - podkreślił Mistewicz.(PAP)
bpi/ ura/