Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Najwcześniej za rok możliwe wznowienie poszukiwań ciała alpinisty

0
Podziel się:

Najwcześniej za rok możliwe będzie wznowienie
poszukiwań ciała zaginionego blisko trzy tygodnie temu w tadżyckim
Pamirze polskiego alpinisty Krzysztofa Apanasewicza.

Najwcześniej za rok możliwe będzie wznowienie poszukiwań ciała zaginionego blisko trzy tygodnie temu w tadżyckim Pamirze polskiego alpinisty Krzysztofa Apanasewicza.

Jego koledzy chcieliby wraz z Rosjanami podjąć taką wyprawę. Nie ma jednak pewności, czy uda się zebrać na to pieniądze i zorganizować poszukiwania. Mógłby je prowadzić kierownik tamtejszej bazy wysokogórskiej, ale to Polacy muszą zainspirować akcję.

"To przede wszystkim kwestia potrzebnych środków. Jedyną osobą, która jest w stanie taką akcję zorganizować, koordynować i przeprowadzić jest kierownik bazy, Aleksander Gierasimow. My z kraju nie mamy takich możliwości - nie zbierzemy ekipy, nie przygotujemy, nie przeszkolimy, nie wyposażymy" - mówił w środę dziennikarzom partner Apanasewicza, Ireneusz Wolanin.

Szczegóły zakończonej tragicznie wyprawy Jastrzębskiego Klubu Wysokogórskiego w góry Pamiru jej uczestnicy przedstawili w środę w siedzibie Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu. Zaginiony 34-letni alpinista był także współpracującym ze stacją ratownikiem górniczym.

Koszt ewentualnej wyprawy, która miałaby odnaleźć ciało Apanasewicza, szacowany jest na ok. 35-40 tys. euro. Pięć lat temu w tym rejonie podjęto już taką akcję, zakończoną dotarciem do ciała czeskiego alpinisty. Zajęło to świetnie wyszkolonym alpinistom-ratownikom około dwa tygodnie. W sumie do podobnej wyprawy potrzeba 10-15 osób, dobrze znających teren i techniki ratowniczo-ewakuacyjne, wyposażonych w specjalistyczny sprzęt.

Koledzy Apanasewicza liczą na to, że uda się zebrać pieniądze i zorganizować także jego poszukiwania. Rosjanie sugerują, że - gdyby do takiej akcji doszło - powinni w niej uczestniczyć także Polacy. Członkowie wyprawy zostawili nawet na miejscu część sprzętu, przewidując, że wrócą tam, aby szukać ciała. Ale nie wiedzą, czy kiedykolwiek będzie to możliwe.

Według oceny alpinistów najbardziej prawdopodobne jest, że Apanasewicz w drodze po grani na będący celem wyprawy wierzchołek Piku Korżeniewskiej (7105 m) zsunął się wraz z leżącą na stromym zboczu góry tzw. "deską" śnieżną w kilkusetmetrową przepaść. To miejsce, gdzie po ok. 20 metrach zaczyna się pionowa ściana; do skalnych półek na dole, gdzie ciało mogło się zatrzymać, jest ok. 180 m.

Najbardziej prawdopodobne miejsce upadku Apanasewicza określono na podstawie relacji innych alpinistów. 1 sierpnia ok. godz. 18 w drodze na szczyt, na wysokości ok. 6700 m, spotkał go schodzący z wierzchołka członek innej polskiej ekipy, namawiając, by ze względu na późną porę wrócił z nim do obozu. Apanasewicz poszedł jednak dalej. Dwaj kolejni Polacy, którzy potem w ok. półgodzinnych odstępach schodzili ze szczytu, już Apanasewicza nie spotkali. Wszyscy byli przekonani, że zdecydował się jednak powrócić do obozu.

Gdy okazało się, że alpinista nie dotarł do obozu trzeciego, następnego dnia wszczęto poszukiwania. Kierownik wyprawy Arkadiusz Grządziel i jego partner Marian Hudek przeszukali grań. Potem to samo zrobił drugi polski zespół i ratownicy rosyjscy. Nie natrafiono na ślad Apanasewicza. Po przesłuchaniach świadków miejscowa prokuratura uznała Polaka za zmarłego i wystawiła akt zgonu, mimo nieodnalezienia ciała.

Choć Wolanin i Apanasewicz tworzyli jeden zespół, wspólnie zdecydowali, że na szczyt wejdą osobno - każdy swoim tempem, rozkładając siły według własnego uznania. Jak mówił Wolanin, wiele wysokogórskich wejść realizuje się właśnie w ten sposób.

"Czynnikiem decydującym są warunki. Zespół podejmuje taką decyzję w oparciu o to, jaką posiada wiedzę, jaką ma w danej chwili kondycję (...). Czuliśmy się dobrze, rozmawialiśmy na ten temat. Taką podjęliśmy decyzję. Zastanawiałem się nad tym wiele razy i jestem przekonany, że podjęlibyśmy taką samą, gdybyśmy mieli jeszcze raz decydować" - powiedział Wolanin.

"Zetknąłem się z opiniami, że mój partner Krzysiek został odcięty. Może to dziwnie zabrzmi, natomiast przy tego typu wejściach nie używa się liny. Stąd takie rozciągnięcie naszej grupy, stąd wynikła także propozycja, abyśmy poszli każdy swoim tempem. Uznaliśmy obaj tego dnia, że warunki są dobre, że czujemy się dobrze i taką decyzję możemy podjąć" - tłumaczył.

Propozycję osobnego wejścia złożył Apanasewicz. Wolanin stanął na szczycie ok. godz. 17.30. Godzinę wcześniej był tam inny polski alpinista - ten sam, który wracając spotkał Apanasewicza i proponował mu wspólny powrót. W międzyczasie na szczycie było jeszcze dwóch innych wspinaczy, w odstępach ok. 20 minut. Do obozu na wysokości 6400 m Wolanin dotarł następnego dnia ok. godz. 10. Jak mówił, także Apanasewicz był przygotowany na ewentualny nocleg w górach.

Podczas rozpoczętej 16 lipca wyprawy "Pamir 2008 Expedition", w której brali udział głównie członkowie Klubu Wysokogórskiego Jastrzębie Zdrój (Śląskie), 10 uczestników planowało zdobycie dwóch szczytów Pamiru - Piku Korżeniewskiej oraz Piku Somoni (dawniej Pik Komunizmu - 7495 m).

34-letni Krzysztof Apanasewicz pochodził z Jastrzębia Zdroju. Zdobył m.in. najwyższy szczyt w Andach Aconcaguę (6960 m) i drugi szczyt Pamiru Pik Lenina (7134 m). Był członkiem Speleoklubu Bielsko-Biała i Klubu Wysokogórskiego w Jastrzębiu-Zdroju. Pracował jako ratownik górniczy w jastrzębskiej kopalni "Borynia". (PAP)

mab/ bno/ jbr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)