Butle z gazem do domowego użytku, znalezione na stacji gazu w Budkach Petrykowskich koło Grójca na Mazowszu, gdzie z soboty na niedzielę nastąpił wybuch, miały ślady osmolenia. Według grójeckiej prokuratury, może to świadczyć o tym, że przetaczano z nich gaz do dużej cysterny, z której tankują samochody.
Poinformował o tym w poniedziałek PAP prokurator rejonowy w Grójcu, Robert Czerwiński.
Na stacji wybuchła jedna 11-kilogramowa butla z gazem. W wyniku eksplozji 28-letni pracownik stracił nogę, a drugą ma złamaną. Jest w ciężkim stanie w szpitalu. W pomieszczeniu gospodarczym, w którym były butle policja odkryła przewód łączący budynek z główną cysterną z gazem.
"Na miejscu ujawniono kilkadziesiąt 11-kilogramowych butli, a wiele z nich miało spalone spody. To świadczy o tym, że przetaczano z nich gaz. Prawdopodobnie w nocy ten pracownik podgrzewał kolejną butlę i wtedy nastąpił wybuch" - powiedział Czerwiński.
Prokuratura zwróciła się do biegłego z zakresu pożarnictwa o opinię, która pozwoli ocenić, czy wybuch 11-kilogramowej butli stworzył zagrożenie dla wielu osób lub mienia, oraz czy mogło dojść do wybuchu głównego zbiornika z gazem.
Dzierżawcą stacji jest 28-letni Krzysztof K. Prokuratura prawdopodobnie postawi mu zarzuty narażenia pracownika na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślne spowodowanie jego kalectwa.
Ranny mężczyzna nie miał uprawnień do tankowania samochodów gazem. Prokuratura zakłada, że przepompowywał gaz za wiedzą i na polecenie Krzysztofa K.
Gaz z małych butli jest tańszy, gdyż nie jest obłożony akcyzą. Sprzedając go z dużych zbiorników, właściciele stacji zarabiają na tym około czterdziestu groszy na litrze. (PAP)
ilo/ plo/
