Ekspertyzy wykonanej przez specjalistów z Politechniki Warszawskiej chce obrona ppłk. Marka Miłosza, pilota śmigłowca, który w 2003 roku rozbił się z ówczesnym premierem Leszkiem Millerem na pokładzie.
Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie postanowił we wtorek sprawdzić, czy potrzebne do analizy części wraku - m.in. wloty silników i czujnik oblodzenia - są zabezpieczone i dostępne, i czy sąd będzie mógł dopuścić dowód z nowych badań. W aktach sprawy znajduje się ekspertyza wykonana przez wojskową Komisję Badania Wypadków Lotniczych.
Obrona chce, by nowych badań dokonali eksperci spoza wojska - z wydziału mechanicznego energetyki i lotnictwa Politechniki Warszawskiej.
Komisja, która badała przyczynę wypadku, za najbardziej prawdopodobną uznała oblodzenie. Zaznaczyła przy tym, że załoga nie miała danych wskazujących na ryzyko oblodzenia.
Prokuratura oskarżyła Miłosza o umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy - przez to, że nie włączył ręcznego trybu instalacji przeciwoblodzeniowej, choć wiedział, że temperatura na pewnych odcinkach osiąga wartość, przy której zgodnie z instrukcją obsługi należy ją włączyć - i o nieumyślne spowodowanie wypadku. Grozi mu do 8 lat więzienia.
Śmigłowiec Mi-8 lecący z Wrocławia do Warszawy rozbił 4 grudnia 2003 pod Warszawą, gdy wyłączyły się obydwa silniki. Miłosz zdołał wylądować, stosując manewr autorotacji. Doświadczeni piloci podkreślali potem jego opanowanie i umiejętności.
W wypadku ucierpieli ówczesny premier Leszek Miller, szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska, dwoje pracowników Centrum Informacyjnego Rządu, lekarz, pięciu oficerów Biura Ochrony Rządu, trzech pilotów i stewardesa. Dwanaście osób przeszło długotrwałe leczenie.(PAP)
brw/ pz/ gma/