Przed Sądem Rejonowym w Ostródzie (Warmińsko-Mazurskie) zakończył się w poniedziałek proces mieszkańca podostródzkiej wsi oskarżonego o nielegalne posiadanie armaty. Prokurator zażądał dla niego grzywny w wysokości 2 tys. zł. Wyrok zapadnie 30 listopada.
36-latek jest oskarżony o to, że przez co najmniej 10 lat przechowywał na swej posesji nielegalną broń, jaką jest armata. Grozi mu za to do 8 lat więzienia.
Mężczyzna twierdzi, że armata, którą kupił kilka lat temu na Polach Grunwaldzkich od członka grupy rekonstruującej wydarzenia historyczne, jest repliką broni i w myśl przepisów nie trzeba mieć na nią zezwolenia.
Zgodnie z Ustawą o broni i amunicji zezwolenie na broń nie wymaga się w przypadku "posiadania broni rozdzielnego ładowania, wytworzonej przed 1885 rokiem oraz replik tej broni".
W poniedziałek w mowie końcowej prokurator zażądał dla oskarżonego 2 tys. zł grzywny i zwrotu kosztów sądowych, na które składa się m.in. przygotowanie specjalistycznej opinii na temat pochodzenia i specyfiki broni. Koszt tej opinii to nie mniej niż 11 tys. zł.
Sam oskarżony nie wygłosił mowy końcowej.
W poniedziałek zeznawał też powołany przez sąd biegły specjalista z dziedziny historii broni - dyrektor Muzeum Wojsk Lądowych Mirosław Giętkowski. Jak powiedział, armata, którą posiadał oskarżony, może przypominać działo wiwatowe albo salutowe; tego typu działa posiadali m.in. magnaci i robili je we własnym zakresie.
"Armata, którą posiadał oskarżony była wykonana metodą toczenia a przed 1885 rokiem działa były wykonywane inną technologią, bo były odlewane"- podkreślił.
Z kolei biegli z Wojskowego Instytutu Uzbrojenia Technicznego powołani przez prokuraturę w postępowaniu przygotowawczym ocenili, że armata, którą posiadał oskarżony, nie jest repliką broni palnej sprzed 1885 roku. Jest "jedynie przedmiotem przypominającym pod względem wizualnym i funkcjonalnym dawne działa artyleryjskie z XV i XVI wieku". Według tych biegłych, jeśli armata nie jest repliką broni, to wymagane jest na nią zezwolenie.
36-latek mówił, że kupił armatę "w dobrej wierze, nie dopuszczając myśli, że jest nielegalna". Przyznał, że strzelał z niej "parę razy, ale były to wyłącznie wystrzały na wiwat" przy specjalnych okazjach.
Na trop mieszkańca podostródzkiej miejscowości ABW i prokuratorzy wpadli, prowadząc postępowanie w sprawie polskiego wątku terrorysty z Norwegii Andersa Breivika. Okazało się, że Norweg, przygotowując się do zamachu, zaopatrywał się w chemikalia w sklepie internetowym w Polsce. Śledczy zaczęli sprawdzać innych klientów sklepu i w ten sposób trafili do właściciela armaty spod Ostródy. (PAP)
ali/ abr/