Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Pacjenci po rekonstrukcjach: zawsze trzeba wierzyć

0
Podziel się:

Utrata piersi, nogi, a nawet części twarzy-
taki wyrok słyszą nieraz chorzy na nowotwory. Choć najważniejsze
jest to, żeby przeżyć, kalectwo jest dla chorych wielkim
obciążeniem. Stąd szybki rozwój chirurgii rekonstrukcyjnej.

Utrata piersi, nogi, a nawet części twarzy- taki wyrok słyszą nieraz chorzy na nowotwory. Choć najważniejsze jest to, żeby przeżyć, kalectwo jest dla chorych wielkim obciążeniem. Stąd szybki rozwój chirurgii rekonstrukcyjnej.

Centrum Onkologii - Instytut im. Marii Skłodowskiej - Curie w Gliwicach to czołowy polski ośrodek w tej dziedzinie. Przeprowadzono tu już ponad 350 rekonstrukcji, 80 proc. chorych żyje, funkcjonując normalnie w swoim środowisku. We wtorek pacjenci, którzy przeszli rekonstrukcje, spotkali się przy okazji sympozjum, poświęconego postępom w skojarzonym leczeniu nowotworów.

W Gliwicach przeprowadzono w lipcu pierwszą w Europie rekonstrukcję kości udowej, zniszczonej przez nowotwór, a w ostatni poniedziałek - pierwszą w Polsce rekonstrukcję języka z odtworzeniem nerwów, co zapewnia czucie i ruchomość tego organu.

21-letni Marek Wilczek - pierwszy pacjent, któremu zrekonstruowano kość udową - porusza się już sprawnie o kulach. We wrześniu ubiegłego roku zakończył służbę w wojsku, w tym czasie zaczęła go lekko boleć noga. "To nic takiego - odczepienie mięśnia od kości" - mówili początkowo lekarze. Szybko okazało się jednak, że to złośliwy mięsak kości udowej.

Standardowe postępowanie w takiej sytuacji to amputacja całej nogi, aż po biodro. Wilczek się nie zgodził. "Trafiłem do instytutu w Gliwicach, okazało się, że mogę mieć rekonstrukcję. Nie było nic do stracenia" - mówi.

Lekarze wycięli nowotwór wraz ze zniszczoną na długości 21 cm kością udową. Do rekonstrukcji wykorzystano kość strzałkową z drugiej nogi. "Czekają mnie jeszcze trzy cykle chemioterapii, ale rodzina odetchnęła. Plany na przyszłość? Byle tylko być zdrowym" - mówi.

Dla 20-letniej Ani Wilk informacja o tym, że ma nowotwór piersi była - jak mówi - nieciekawym prezentem na 17 urodziny. Pierś bolała ją przy kąpieli, zgłosiła się do lekarza, potem było USG, biopsja i diagnoza - nowotwór złośliwy. Trzy lata temu amputowano jej pierś, rekonstrukcja była możliwa dopiero teraz, po trzech latach. Ania w zeszłym roku zdała maturę, teraz uczy się w studium kosmetycznym i myśli czasem o otwarciu własnego salonu.

Barbara Jonczyk z Radzionkowa jest wykładowcą akademickim. W jej przypadku rekonstrukcja piersi była możliwa od razu, podczas jednej operacji. "Radzę wszystkim kobietom, żeby prosiły lekarza o badanie piersi podczas wizyty, gdyż ginekolodzy rzadko to robią z własnej inicjatywy" - radzi.

Guz u Anieli Twardzik pojawił się za okiem. Żeby się go pozbyć, trzeba było dwa lata temu usunąć oko i górną szczękę. Nosi specjalne okulary z wbudowaną protezą oka, materiał do rekonstrukcji twarzy pobrano jej z brzucha. "Najgorsze to było dowiedzieć się o raku. Potem byłam już przygotowana na najgorsze. Teraz cieszę się, że tak się to wszystko skończyło. Z każdym rokiem jest lepiej" - opowiada.

Wszyscy pacjenci mówią, że znaleźli wsparcie w rodzinie i znajomych. "Gorzej bywa z dalszym otoczeniem. Chorzy nieraz mają problemy ze znalezieniem pracy, są jak naznaczeni. Nowotwór wciąż przeraża" - podkreśla dyrektor gliwickiego instytutu prof. Bogusław Maciejewski.

Marek, Aniela, Barbara i Ania przyznają, że przeszli chwile załamania, ale nigdy się nie poddali. "Cały czas miałem wolę walki i wiarę, a wiara czyni cuda - żyję i mam nogę" - mówi Marek Wilczek. (PAP)

lun/ lip/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)