Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Palikot: prezydent musi stanąć przed komisją hazardową

0
Podziel się:

#
dochodzi stanowisko Kancelarii Prezydenta oraz wypowiedzi posłów PiS i Lewicy
#

# dochodzi stanowisko Kancelarii Prezydenta oraz wypowiedzi posłów PiS i Lewicy #

3.11. Warszawa (PAP) - Wiceszef klubu PO Janusz Palikot uważa, że prezydent powinien stanąć przed komisją śledczą ds. afery hazardowej oraz że powinno dojść do konfrontacji L.Kaczyńskiego m.in. z b. szefem CBA Mariuszem Kamińskim. Oprócz Palikota nikt w klubie Platformy nie potwierdza, że L.Kaczyński miałby zostać wezwany przez komisję.

Kancelaria Prezydenta oświadczyła, że Lecha Kaczyńskiego nie łączyły żadne związki z branżą hazardową.

"Nie wyobrażam sobie, żeby nie było konfrontacji Lech Kaczyński-Mariusz Kamiński, Lech Kaczyński-Zyta Gilowska, Lech Kaczyński-Jarosław Kaczyński. Trudno sobie wyobrazić, żeby nie sprawdzić, czy był taki trójkąt CBA-szef opozycji Jarosław Kaczyński-Lech Kaczyński, czy tam uzgadniano scenariusze różnych zachowań, wniosków, w sprawach dotyczących przecieków, czy w ogóle działalności CBA. Czy był to mechanizm policji politycznej, czy nie. Nie wyobrażam sobie, żeby nie miało do tego dojść" - powiedział Palikot we wtorek dziennikarzom w Sejmie.

Ocenił też, że gdyby obowiązujące prawo utrudniało wezwanie prezydenta przed komisję - należy je zmienić. Podkreślił, że od prezydenta trzeba "wymagać więcej, a nie mniej".

"Prezydent jest demokratycznie wybranym człowiekiem. To nie jest pomazaniec boży, to nie jest ktoś zesłany przez Pana Boga na ziemię, to nie jest car, to nie jest król, to nie jest imperator. To jest zwykły obywatel, taki jak każdy z nas, który został powołany na stanowisko demokratyczne - nie +postkrólewskie+. Wymagamy od niego więcej, a nie mniej. W Polsce postawiliśmy trochę sprawę na głowie, że od prezydenta wymaga się mniej. To nieporozumienie, od którego czas najwyższy odejść" - dodał Palikot.

Jego zdaniem, "jeśli jakieś przepisy utrudniają w tej chwili pytanie w tych sprawach pana prezydenta, to trzeba je zmienić". "Tym bardziej, że nie będzie to zmiana jednorazowa, tylko będzie dotyczyć wszystkich innych prezydentów" - dodał wiceszef klubu PO.

Poza Palikotem nikt w PO nie potwierdza, że Lech Kaczyński miałby zostać wezwany przed komisję hazardową.

Według "Dziennika Gazety Prawnej" taki pomysł Platformy miałby zrównoważyć negatywny efekt spotkania z komisją premiera Donalda Tuska. A takie przesłuchanie jest prawie pewne. Pretekstem zaś do przesłuchania Lecha Kaczyńskiego mógłby stać się jego rzekomy lobbing w sprawie wideoloterii, w czasach gdy był ministrem sprawiedliwości - pisze "DGP".

"DGP" - powołując się na doniesienia medialne - pisze o spotkaniu Lecha Kaczyńskiego z Józefem Blassem, konsultantem amerykańskiej firmy G-Tech, który za doprowadzenie w 2001 roku do kontraktu tej firmy z Totalizatorem Sportowym miał dostać 20 mln dolarów. Blass - pisze "DGP" - twierdził potem, że była to suma przeznaczona na "monitorowanie polskiego rządu". Jego spotkanie z prezydentem w lutym 2006 roku miał zorganizować społeczny doradca Kaczyńskiego Michał Kleiber - szkolny kolega Blassa - pisze gazeta.

Kancelaria Prezydenta w wydanym we wtorek oświadczeniu napisała, że sugestie, jakoby Lecha Kaczyńskiego łączyły jakiekolwiek relacje z Józefem Blassem, są "nadużyciem".

"Prezydent spotkał się z panem Blassem podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych w lutym 2006 roku, a tematem krótkiej rozmowy była wówczas pomoc, jakiej polski emigrant udzielił polskiej opozycji demokratycznej przed 1989 rokiem" - podkreślono w oświadczeniu.

Kancelaria Prezydenta "stanowczo sprzeciwia się używaniu sformułowań, jakie znalazły się w publikacji +Dziennika+, sugerujących, jakoby prezydenta Lecha Kaczyńskiego łączyły jakiekolwiek związki z branżą hazardową".

"Nieprawdą są również informacje, jakoby podczas pełnienia funkcji ministra sprawiedliwości, Lech Kaczyński lobbował na rzecz firm zajmujących się wideoloteriami" - czytamy w oświadczeniu.

Sławomir Neumann, który ma z ramienia PO zasiadać w komisji hazardowej powiedział PAP, że tekst w "DGP" był dla niego dużym zaskoczeniem. "Komisja najpierw musi się zapoznać z dokumentami, a potem zdecyduje, kogo wzywać. Ja bym tutaj na pewno nie formułował tak daleko idących wniosków. Wszyscy mamy w pamięci jak się zakończyła próba wezwania przed komisję poprzedniego prezydenta" - podkreślił.

"Na dzisiaj wzywanie prezydenta przed komisję to jest pomysł kompletnie wirtualny, na pewno nie jest to pomysł partyjny czy klubowy Platformy Obywatelskiej. Może ktoś z kolegów ma taki autorski pomysł, ale ja się z nim nie zetknąłem" - dodał Neumann.

Wiceszef klubu PO Rafał Grupiński powiedział dziennikarzom, że o tym, kto stanie przed komisją śledczą zdecydują posłowie, którzy w niej zasiądą. "Uważam, że nie należy w tej kwestii na razie spekulować" - oświadczył.

Dodał jednak, że każdy polityk, który w jakikolwiek sposób w świetle ustaleń komisji miałby związek ze sprawą i byłaby potrzeba wyjaśnienia tego związku, powinien stanąć przed sejmowymi śledczymi. Jego zdaniem, obecnie nie można wykluczyć tego, że przed komisją będą musieli stawać politycy, którzy w ostatnich siedmiu latach podejmowali jakiekolwiek działania związane z tzw. ustawą hazardową lub kontaktowali się w jej sprawie z lobbystami.

Również inny z kandydatów PO do komisji śledczej Jarosław Urbaniak powiedział PAP, że jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie, aby mówić kto zostanie powołany przez komisję. "Komisja śledcza powinna jak najszybciej wyjaśnić sprawę, powinno być jak najmniej świadków. Nie może być spektaklu politycznego, a postawienie prezydenta przed komisją, takim spektaklem byłoby z pewnością" - zaznaczył.

Zastrzegł jednocześnie, że komisja śledcza jeszcze nie powstała, nie ma planu działań, ani listy świadków. "Widocznie media uznały, że w sprawie +afery hazardowej+ zrobiło się nudno i zrobiły taką wrzutkę na ten temat. To smaczny news, ale przecież nie ma jeszcze żadnych decyzji" - podkreślił poseł PO.

Urbaniak zauważył też, że - jeśli chodzi o postawienie przed komisją prezydenta - opinie prawne są dwuznaczne.

"Komisja oczywiście może wezwać na świadka urzędującego prezydenta, ale trudno zakładać, że to wezwanie zakończy się jego przesłuchaniem" - powiedział PAP konstytucjonalista dr Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego.

Przypomniał, że ukształtowała się praktyka polegająca na tym, że mimo wystosowanego wezwania prezydent nie przybywa na posiedzenie komisji. "Praktyka stosowania przepisów jest taka, że prezydent (Aleksander Kwaśniewski - PAP) nie stawił się przed komisję, mimo że był wezwany i nie pociągnęło to za sobą żadnych dla niego konsekwencji" - zaznaczył dr Piotrowski.

"Można stwierdzić, że z punktu widzenia prawa respektowanego prezydent może odmówić stawienia się na wezwanie komisji. Co więcej, z orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego wynika, że nie każda osoba może być skutecznie wezwana przed komisję. Zdaniem Trybunału zakres działalności sejmowej komisji śledczej powinien być interpretowany w bezpośrednim związku z funkcją kontrolną Sejmu" - powiedział Piotrowski.

Zaznaczył jednocześnie, że Sejm nie sprawuje kontroli nad działalnością prezydenta, może natomiast oceniać postępowanie prezydenta z punktu widzenia pociągnięcia go do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu.

Rzecznik klubu PiS Mariusz Błaszczak mówi o całej sprawie jako o "kolejnym zabiegu propagandowym" PO. Przypomniał, że wcześniej już pojawiła się plotka, że "to niby PiS nie chce szybko powołać komisji śledczej". Jak dodał, teraz też "można oceniać, że chodzi o odsunięcie uwagi opinii publicznej od tych faktów, które dotyczą istoty problemu, czyli lobbowanie przepisów niekorzystnych dla budżetu państwa".

Również Beata Kempa (niemal pewna kandydatka PiS do komisji śledczej) oceniła, że jest to "kolejny pomysł obliczony na odwrócenie uwagi od najistotniejszych elementów afery hazardowej". "By nie powiedzieć - tonący brzytwy się chwyta. Bardzo brzydki chwyt niemający nic wspólnego z istotą prac komisji" - dodała. W jej ocenie, im dłużej będą trwały prace nad powstaniem komisji, "tym dłużej trwać będą spekulacje różnych osób, które próbują sprawę rozmydlać, bądź przekierować na inne tory".

Komisja nie rozpoczęła jeszcze prac, nie mamy dostępu do dokumentów, nie wiadomo kto będzie jej szefem, a politycy PO już wiedzą, że trzeba przesłuchać prezydenta - reaguje w rozmowie z PAP Bartosz Arłukowicz, który ma reprezentować klub Lewicy w hazardowej komisji śledczej. Poseł, jak mówi, nie wie czy trzeba przesłuchać prezydenta, nie wie, czy trzeba skonfrontować premiera Donalda Tuska z byłym szefem CBA Mariuszem Kamińskim, ponieważ nie zna jeszcze dokumentów. "Nie chciałbym opierać pracy komisji śledczej na podstawie doniesień medialnych, a na dokumentach" - dodał Arłukowicz.

W listopadzie 2003 r. komisja śledcza badająca aferę Rywina chciała powołać na świadka ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Prezydent oświadczył jednak, że nie ma nic więcej do powiedzenia w sprawie Rywina poza tym, co zeznał prokuraturze, a przed komisją śledczą mógłby "jedynie zatańczyć i zaśpiewać". Wypowiedź ta wywołała oburzenie części członków komisji śledczej

W marcu 2005 r. Kwaśniewski zapowiedział, że nie stawi się przed komisją śledczą ds. PKN Orlen. Zapowiedział też, że nie stawi się na ewentualne wezwania innych komisji śledczych. Oświadczenie to wywołało burzę polityczną; w komisji pojawiły się głosy, że prezydent powinien zostać postawiony przed Trybunałem Stanu.(PAP)

laz/ mrr/ stk/ ajg/ ann/ par/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)