Znany orędownik ochrony środowiska książę Walii Karol wezwał w środę w Brukseli Unię Europejską, by w imię walki z ociepleniem klimatu zobowiązała się do ograniczenia unijnych emisji CO2 o 30 proc. do 2020 r. zamiast uzgodnionych już 20 proc.
Następca brytyjskiego tronu wziął w Parlamencie Europejskim udział w konferencji o gospodarce niskowęglowej, której był współgospodarzem razem z przewodniczącym PE Jerzym Buzkiem. Podczas spotkania wyraził opinię, że "sceptycy, którzy podają w wątpliwość zmiany klimatyczne, nieodpowiedzialnie grają w rosyjską ruletkę i lekceważą przyszłość".
Pochwalił unijne zobowiązanie do redukcji emisji gazów cieplarnianych o 20 proc. do 2020 r. Ale - dodał - światu trzeba więcej ambicji. "Niektórzy mówią, że trzeba ograniczenia o 30 proc. Mógłbym tylko przyklasnąć takim wysiłkom" - oświadczył książę. Zaznaczył, że zmiany klimatyczne na świecie uważa w tej chwili za "najpilniejszą kwestię", której rozwiązanie wymaga "głębokich zmian".
Jednocześnie skrytykował niektórych obrońców środowiska za głoszenie zbyt radykalnych postulatów. "Jeśli się cały czas mówi, że życie w poszanowaniu dla środowiska wymaga rezygnacji ze wszystkiego, dla czego warto żyć - to wcale się nie dziwię, że ludzie nie chcą zdobyć się na zmiany" - powiedział Karol.
Na zwiększenie unijnych ambicji w walce z klimatem nie ma zgody wśród krajów członkowskich. Komisja Europejska nadal analizuje skutki ewentualnego podwyższenia unijnego celu redukcji do 30 proc. Zgodnie z ubiegłorocznymi zapowiedziami szefowie państw i rządów mają wrócić do sprawy na szczycie UE w marcu. Polska cały czas mocno podkreśla warunkowość unijnej oferty zwiększenia ambicji w walce z globalnym ociepleniem klimatu oraz naciska na konieczność równie ambitnych zobowiązań największych emitentów gazów cieplarnianych, czyli Chin i USA. Podobne stanowisko zajmują Włochy.
Orędowniczką podwyższenia celu jest unijna komisarz ds. klimatu Connie Hedegaard. Przekonuje ona, że UE już niemal osiągnęła 20 proc. redukcji (w porównaniu z 1990 rokiem emisje CO2 są mniejsze o 17,3 proc.). Ponadto, na skutek kryzysu, koszty dodatkowych redukcji byłyby znacząco mniejsze niż szacowano wcześniej.
Z Brukseli Michał Kot (PAP)
kot/ ro/