Pierwsi świadkowie rozpoczęli zeznania w procesie b. wiceminister kultury w rządzie SLD Aleksandry Jakubowskiej oraz trzech innych osób, oskarżonych o bezprawne wprowadzenie zmian w 2002 r. w rządowym projekcie ustawy o radiofonii i telewizji. Proces ruszył we wtorek 24 kwietnia.
Białostocka prokuratura apelacyjna oskarżyła Jakubowską o przekroczenie uprawnień przez bezprawne dokonanie w marcu 2002 r. zmian zapisów w projekcie ustawy medialnej. Chodziło o zapis dotyczący prywatyzacji telewizji regionalnej i jego zmianę w taki sposób, że prywatyzacja byłaby niemożliwa. Rada Ministrów dopuściła tymczasem możliwość prywatyzacji Polskiej Telewizji Regionalnej SA po uprzednim uzyskaniu zgody ministra skarbu.
Janinie S. i Iwonie G. z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz Tomaszowi Ł. z Ministerstwa Kultury zarzuca się, że "wspólnie i w porozumieniu" bezprawnie przerobili projekt ustawy medialnej, usuwając z niego słowa "lub czasopisma". Ich brak w ustawie oznaczał, że wydawcy czasopism mogliby kupić ogólnopolską telewizję, a wydawcy dzienników - już nie.
Żadna z osób nie przyznaje się do winy. Grozi im do pięciu lat więzienia. Sędzia Ireneusz Szulewicz przypomniał dziennikarzom, że wizerunek oskarżonych i ich nazwiska - oprócz Jakubowskiej - są chronione i nie można ich publikować. Również piątkowi świadkowie zastrzegli swój wizerunek i nazwisko.
Podczas piątkowej rozprawy Martyna G., główny legislator z Rządowego Centrum Legislacji opisała, jak oskarżeni o usunięcie słów "lub czasopisma" pracowali 28 marca 2002 r. nad projektem ustawy medialnej już po przyjęciu go przez rząd. G. pracowała i pracuje nadal w jednym pokoju z Bożeną Szumilewicz, która w RCL miała pomoc Ministerstwu Kultury i Krajowej Radzie w ostatecznym opracowaniu projektu pod względem legislacyjnym.
Martyna G. zeznała, że po kilkugodzinnej pracy, gdy wróciła do swego pokoju, w którym pracowali wcześniej Szumilewicz i obecni oskarżeni, przyszła tam wicedyrektor nadzorująca ich pracę. Szumilewicz powiedziała do niej, wskazując jakiś zapis, "Proszę spojrzeć - oni to skreślili". Później G. dowiedziała się, że chodziło o wykreślenie słów "lub czasopisma".
G. zeznała, że z wyjaśnień Szumilewicz wynikało, iż pracowała ona na tekście projektu przygotowanym na posiedzenie Komitetu Rady Ministrów, który opiniuje projekty ustawy przed przekazaniem ich pod obrady rządu, a Janina S., Iwona G. i Tomasz Ł. mieli inny tekst, w którym nie było już słów "lub czasopisma". Zapewnili oni, że decyzję o wykreśleniu podjął rząd.
Świadek tłumaczyła - pytana przez obrońców - że nie sprawdziły tego w departamencie prezydialnym, który ma protokoły obrad Rady Ministrów, ponieważ Szumilewicz zaufała prawnikom, z którymi współpracowała. G. zeznała, że nie było innego przypadku, by ktoś zmienił merytoryczny tekst projektu ustawy po decyzji rządu. Prawnicy - jak każdy projekt przed przesłaniem do Sejmu - mieli go jedynie przejrzeć i poprawić pod względem prawnym i legislacyjnym. Jasne było, że nie mają prawa wprowadzać zmian merytorycznych do projektu.
G. opisała, że w jej obecności po jakimś czasie do Szumilewicz przyszła wiceprezes RCL Beata Hebdzińska i poprosiła, żeby wyjaśniła dlaczego z ustawy skreślono słowa "lub czasopisma". Szumilewicz zdenerwowała się, poproszona o napisanie notatki - sporządziła ją. Napisała, że autorzy projektu - przedstawiciele Ministerstwa Kultury i KRRiT zapewnili ją, że taką decyzję podjął rząd i dlatego taki tekst wyszedł z Kancelarii Premiera do Sejmu.
G. podkreśliła w zeznaniach, że Szumilewicz w trakcie, lub po napisaniu notatki kontaktowała się z Tomaszem Ł. i Janiną S. informując, że ma kłopoty z powodu braku słów w ustawie. Ponownie uzyskała od nich zapewnienie, że takie właśnie było ustalenie Rady Ministrów. G. zeznała, że Szumilewicz nie dodzwoniła się wtedy do trzeciej prawniczki - Iwony G.
Hebdzińska (która jako jedna z czterech świadków miała w piątek zeznawać w sądzie, jednak jak podał sąd, nie otrzymała wezwania) przyjęła te wyjaśnienia Szumilewicz - zeznała G. Pytana przez obrońców powiedziała, że Szumilewicz nie została ukarana za rozbieżności między projektem a decyzjami rządu.
Ewa Z., zastępca dyrektora prawno-legislacyjnego Ministerstwa Kultury zeznała, że po powrocie z urlopu w końcu marca 2002 r. dowiedziała się, że jest problem z zapisami w ustawie medialnej. Później wielokrotnie była przesłuchiwana na ten temat przez prokuraturę. Sąd odczytał jej zeznania ze śledztwa.
W piątek przed sądem stanęła też informatyk z KRRiT Anna T. Sąd odczytał jej zeznania złożone podczas zabezpieczania dla potrzeb śledztwa dysków i komputerów z działu prawnego Rady. Tłumaczyła w nich zasady działania systemu informatycznego w KRRiT.
Praca odbywała się na komputerach lub laptopach indywidualnych użytkowników, a nie na wspólnym serwerze. Serwer pocztowy zachowywał nadesłaną pocztę jedynie do momentu ściągnięcia jej na twardy dysk komputera użytkownika - wyjaśniała w śledztwie. Komputery były przypisane do konkretnych osób i one indywidualnie z nich korzystały, nie było informacji o nieautoryzowanym przez użytkownika wykasowaniu czy skopiowaniu danych.(PAP)
ago/ malk/ gma/