# dochodzi wypowiedź Władysława Zachariasiewicza EMBARGO DO GODZ. 20.00 W NIEDZIELĘ NA TREŚCI ZAWIERAJĄCE ELEMENTY AGITACJI WYBORCZEJ #
19.06. Waszyngton (PAP) - Od rana w sobotę Polacy zamieszkali w Waszyngtonie i innych miastach wschodnich stanów USA głosowali w wyborach prezydenckich w ambasadzie RP w amerykańskiej stolicy. Okręg wyborczy Waszyngton obejmuje także Florydę, gdzie też znajduje się punkt wyborczy.
Jako pierwsza przybyła do ambasady - punktualnie o godz. 6 rano (czasu lokalnego), kiedy otworzono lokal wyborczy - grupa Polaków z Karoliny Południowej. Jechali całą noc autokarem.
Do godz. 15. zagłosowało około 380 osób. Po karty do głosowania ustawiają się kolejki. W Waszyngtonie do wyborów zarejestrowało się w sumie 757 osób - najwięcej od wielu lat.
98-letni Władysław Zachariasiewicz, matuzalem powojennej emigracji niepodległościowej, zasłużony działacz polonijny w Waszyngtonie, głosował we wszystkich wyborach od odzyskania przez Polskę suwerenności w 1989 r.
"Głosuję od kiedy Polska stała się Polską. Interesuje mnie sytuacja w kraju. Nie jest naszym zadaniem wskazywać Polsce, co ma robić, ale mamy prawo do naszej własnej oceny i życzliwej rady - nie pouczania - i powinniśmy z tego korzystać" - powiedział PAP Zachariasiewicz, który przez wiele lat pracował w administracji amerykańskiej, m.in. jako asystent Poczmistrza Generalnego USA.
Komentując sytuację w Polsce po katastrofie w Smoleńsku, skrytykował kampanię prezydencką.
"W Polsce panowały emocjonalne nastroje. Obawiam się, że będą miały wpływ na wybory, a to nie powinno mieć miejsca. Zdarzyła się tragedia, ale to przeszłość i teraz mamy przed sobą normalną działalność rządu. Jestem trochę rozczarowany poziomem dyskusji przed wyborami" - powiedział.
Państwo Izabella i Dariusz Bogaccy przyjechali z Baltimore. W USA mieszkają od 10 lat. Nie opuszczają żadnych wyborów - głosowali we wszystkich, od kiedy są na emigracji.
"Byliśmy przygotowani na wybory w październiku, ale stało się to, co się stało, więc jesteśmy teraz. Zawsze głosujemy" - mówi PAP Bogacki, agent handlu nieruchomościami.
Dodaje, że katastrofa w Smoleńsku i śmierć prezydenta Kaczyńskiego nie wpłynęła na jego preferencje wyborcze.
"My z racji naszych poglądów mamy już opinie ukształtowane i wiemy, na kogo będziemy głosować, niezależnie od tej tragedii" - mówi.
Pani Anna Chrostek-Grassshof przyszła na głosowanie z mężem Niemcem. Przyjechali z odległego o dwie godziny jazdy samochodem Charlottesville w stanie Wirginia, gdzie oboje pracują jako naukowcy-biolodzy na Uniwersytecie Wirginia. Mieszkają w USA od trzech lat.
Pani Anna też głosuje w każdych polskich wyborach - podobnie jak przedtem w Niemczech, gdzie mieszkała 5 lat z mężem i dokąd oboje planują wrócić po pracy w USA.
"Każde wybory są ważne, jak są, to trzeba głosować. Rodzice mnie wychowali, że trzeba głosować" - powiedziała.
Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ ro/ malk/