Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Politolog po wyborach: Belgia na razie się nie rozpadnie

0
Podziel się:

Na razie Belgia się nie rozpada, a jeśli do tego dojdzie, to w perspektywie
30-50 lat - powiedział PAP w poniedziałek politolog z Wolnego Uniwersytetu Brukselskiego Regis
Dandoy, komentując sukces flamandzkich separatystów w niedzielnych wyborach parlamentarnych.

Na razie Belgia się nie rozpada, a jeśli do tego dojdzie, to w perspektywie 30-50 lat - powiedział PAP w poniedziałek politolog z Wolnego Uniwersytetu Brukselskiego Regis Dandoy, komentując sukces flamandzkich separatystów w niedzielnych wyborach parlamentarnych.

Dążący do radykalnego wzmocnienia Flandrii kosztem państwa federalnego Nowy Sojusz Flamandzki N-VA zdobył 27 miejsc w 150-osobowej Izbie Deputowanych, zostając największą siłą polityczną kraju. Nigdy dotąd flamandzcy nacjonaliści nie odnieśli tak wielkiego sukcesu wyborczego, co odzwierciedla oczekiwanie Flamandów na głęboką reformę ustrojową, której wbrew wyborczym obietnicom sprzed trzech lat nie zrealizował ówczesny wielki zwycięzca, a potem premier Yves Leterme.

"Nawet N-VA mówi w swoim programie o niepodległości Flandrii dopiero w dłuższym terminie. Miałaby zostać osiągnięta stopniowo" - powiedział Dandoy, wykluczając rozpad kraju na niderlandzkojęzyczną Flandrię i francuskojęzyczną Walonię czy to za dwa miesiące czy za dwa lata.

"Co prawda N-VA zyskała poparcie jednej trzeciej flamandzkiego elektoratu, czego nie można lekceważyć, ale nie wszyscy jej wyborcy są zwolennikami niepodległości. Opowiada się za tym tylko 10-15 proc. Flamandów, pozostali są za dalszą regionalizacją kraju. Na razie Flandria nie jest gotowa na niepodległość" - dodał.

Jego zdaniem, rozpad Belgii może być rozpatrywany w perspektywie 30-50 lat, jeśli zostaną spełnione odpowiednie warunki: dalsza radykalizacja nastrojów separatystycznych we Flandrii oraz porozumienie z francuskojęzyczną klasą polityczną, przeciwną podziałowi kraju. Przypomniał, że proces stopniowych przekształceń ustrojowych w odpowiedzi na narodowe i językowe aspiracje Flamandów trwa już od lat 60. XX w., a kolejne wielkie reformy są ogłaszane średnio co 10 lat.

"Flamandzcy nacjonaliści będą musieli nauczyć się negocjować i szukać kompromisu z frankofonami" - podkreślił. Zmusza do tego zresztą skomplikowana federalna struktura i proporcjonalna ordynacja w Belgii. By rząd miał zapewnioną większość, trzeba stworzyć szeroką koalicję. Dopiero po wyborach partie w długotrwałych negocjacjach między sobą ustalają, kto tak naprawdę będzie rządził w koalicji. W 2007 r. sformowanie pierwszego rządu zajęło Leterme'owi ponad pół roku.

Jego zdaniem, N-VA ma wszelkie szanse sprawdzić się jako konstruktywna partia w takich rozmowach: obecnie współrządzi we Flandrii, a wcześniej zasiadała nawet w rządzie federalnym. Choć parlamentarna arytmetyka pozwalałaby na powołanie rządu bez N-VA, to - uważa Dandoy - jest to wykluczone z politycznego punktu widzenia. Po pierwsze, by nie lekceważyć odniesionego przez nacjonalistów sukcesu wyborczego i ich poparcia. Tym bardziej, że z politycznego punktu widzenia udział N-VA w rządzie będzie bardzo odpowiadał frankofonom, bo na N-VA spadnie współodpowiedzialność za rządzenie i zmusi do pójścia na ustępstwa. Przy okazji może się okazać, że partia straci popularność.

"Wszystkie pozostałe partie liczą, że sukces N-VA jest efemeryczny i wynika z chwiejności flamandzkiego elektoratu. I że ta partia rozczaruje swoich wyborców, którzy wrócą do swoich starych partii. Pozostanie w opozycji tylko ich wzmacniało, więc w interesie innych jest, by wzięli udział w rządzie" - powiedział politolog.

Choć oczy wszystkich zwrócone są na lidera N-VA, 39-letniego Barta De Wevera, to Dandoy potwierdził przeważającą opinię, że wielkie szanse, by zostać nowym szefem rządu, ma przywódca francuskojęzycznych socjalistów Elio Di Rupo - zwycięzca wyborów w Walonii i Brukseli, który w przeciwieństwie do nowego flamandzkiego lidera jest orędownikiem jedności Belgii. Tradycja belgijskiego kompromisu wymaga, by szefem rządu został przedstawiciel największej "rodziny politycznej", na którą składają się bliskie ideowo partie z obu stron granicy językowej Ponieważ N-VA nie ma odpowiednika po stronie francuskojęzycznej, największą rodziną polityczną kraju są po wyborach socjaliści.

Zdaniem politologa z ULB, urząd premiera dla Di Rupo będzie miał wynagrodzić frankofonom zgodę na forsowany przez De Wevera pomysł na stopniową realizację ich wyborczego hasła przekształcenia Belgii w konfederację Flandrii i Walonii.

Michał Kot (PAP)

kot/ mc/

wybory
wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)