Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Postępowanie dowodowe w procesie w sprawie agencji "Grosik"

0
Podziel się:

#
dochodzi więcej szczegółów
#

# dochodzi więcej szczegółów #

18.10. Białystok (PAP) - Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku rozpoczęło się w poniedziałek postępowanie dowodowe w procesie dwojga oskarżonych o przywłaszczenie co najmniej 1,72 mln zł z nieistniejącej już agencji finansowej "Grosik". Poszkodowanych jest ponad 8 tys. osób i firm.

Między prokuraturą a oskarżonymi i ich obrońcami nie doszło do porozumienia co do wysokości ewentualnej kary. Do sądu nie został więc złożony wniosek o poddanie się karze bez przeprowadzenia rozprawy.

Mariusz B., założyciel agencji finansowej "Grosik", choć wcześniej chciał dobrowolnie poddać się karze, w poniedziałek nie przyznał się przed sądem do stawianych mu zarzutów; odmówił składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania sądu i prokuratora, zgodził się jedynie odpowiadać na pytania swego obrońcy.

Sąd odczytywał więc jego wyjaśnienia ze śledztwa. Oskarżony mówił wówczas m.in., iż problemy finansowe "Grosika" zaczęły się za sprawą jego wcześniejszych wspólników w biznesie, którzy założyli konkurencyjną działalność.

Finansowe nieporozumienia z nimi (mieli wyprowadzać ze spółki nienależne im pieniądze, mówił o kwocie 500 tys. zł) doprowadziły do rozwiązania prowadzonej wspólnie działalności, podziału rynku i współpracujących ze spółką franczyzobiorców.

Wtedy doszło jednak do sądowego zablokowania ponad 800 tys. zł na koncie firmy (chodziło o roszczenia spółki utworzonej przez dawnych wspólników) i w konsekwencji utraty płynności finansowej przez agencję "Grosik" - mówił w śledztwie.

Jak zeznał, byli udziałowcy doprowadzili także do przejścia z czasem do ich sieci wielu franczyzobiorców "Grosika". Gdy sytuacja nadal się pogarszała, a nie udało się znaleźć inwestora, w 2005 roku został złożony wniosek o ogłoszenie upadłości spółki.

"Nigdy nie miałem zamiaru przywłaszczyć pieniędzy. Do ostatniego dnia próbowałem tę firmę ratować" - oświadczył Mariusz B. przed sądem. Pytany przez obrońcę powiedział m.in., że sprawa o odblokowanie konta skończyła się już po ogłoszeniu upadłości "Grosika" tym, że 600 tys. zł z zablokowanej kwoty odzyskał syndyk na poczet zobowiązań spółki.

Współoskarżona w tym procesie wiceprezes "Grosika" Magdalena T. również nie przyznała się do zarzutu przywłaszczenia pieniędzy. Ona także nie chciała składać wyjaśnień przed sądem.

W śledztwie mówiła, że gdy zaczęły mnożyć się reklamacje klientów, których pieniądze nie wpływały na czas, klienci zaczęli masowo odchodzić. To przyczyniło się do upadku spółki, bo koszty były stałe, a obroty malały.

"Teraz wiem, że od razu po zablokowaniu konta powinniśmy byli wystąpić o upadłość" - mówiła w śledztwie. Przyznała, że jesienią 2005 roku opóźnienia sięgały dwóch tygodni. Mówiła także, że już w maju tamtego roku proponowała udziałowcom złożenie wniosku o upadłość. Mariusz B. przekonał ją jednak, że wprowadzenie dobrego systemu informatycznego uratuje spółkę.

Na kolejnej rozprawie planowanej na grudzień sąd zacznie przesłuchiwać świadków wnioskowanych przez oskarżyciela. Początkowo było to blisko 300 osób, ostatecznie prokurator wskazał 18 osób, które chce przesłuchać przed sądem. Spodziewane są jednak wnioski dowodowe także obrońców oskarżonych.

"Grosik" był typowym pośrednikiem finansowym. Sugerując się niskimi opłatami, wiele osób za pośrednictwem tej agencji regulowało swoje rachunki, np. płaciło czynsz, rachunki za prąd, gaz itp.

Śledczy wyliczyli, że od grudnia 2004 roku do września 2005 roku agencja działała na szkodę co najmniej 8336 osób fizycznych i szeregu firm, których zlecenia przelewów pieniędzy przyjęła, ale nie zrealizowała. Osoby pokrzywdzone z listy prokuratury straciły od kilkudziesięciu do kilku tysięcy złotych (nie licząc odsetek).

Według aktu oskarżenia, Mariusz B. i Magdalena T., "działając wspólnie i w porozumieniu", by osiągnąć korzyść majątkową, przywłaszczyli nie tylko pieniądze klientów, ale także prowizję od utargów należną franczyzobiorcom (tu kwota straty została wyliczona na nie mniej niż 70 tys. zł).

Z racji dużej liczby osób pokrzywdzonych, z których duża część sama zgłosiła się na policję, a także konieczności wykonania ekspertyz finansowych, było to jedno z najdłużej prowadzonych śledztw białostockiej prokuratury. Trwało kilka lat. (PAP)

rof/ abr/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)