Samo miejsce upadku samolotu CASA, który rozbił się w ubiegłym tygodniu, to za mało, by wnioskować o okolicznościach katastrofy - podkreślił rzecznik Dowództwa sił Powietrznych ppłk Wiesław Grzegorzewski.
O tym, że wrak nie leży na osi pasa startowego, lecz ponad 300 m w bok, pisze w środę "Dziennik". Jak podaje, według pilotów i ekspertów, oznacza to, że samolot kilkanaście sekund przed planowanym lądowaniem wykonywał jeszcze manewry na małej wysokości.
"Samo miejsce upadku samolotu i to, że nie był w osi pasa, jeszcze o niczym nie świadczy, nie wiadomo, gdzie był punkt krytyczny, w którym rozpoczął się ciąg zdarzeń prowadzący do katastrofy" - powiedział PAP Grzegorzewski. Dodał, że tylko badająca wypadek komisja, mając zapisy z rejestratora parametrów, może na podstawie tych danych i miejsca upadku samolotu odtworzyć geometrię lotu.
Także publicysta fachowej prasy wojskowo-technicznej, redaktor naczelny miesięcznika "Raport-wto" Grzegorz Hołdanowicz podkreślił, że informacja o odchyleniu od kursu "nie jest zaskakująca i o niczym nie świadczy". "Nie wiemy, z jakiej wysokości i z jaką prędkością samolot spadał, nie wiemy, co się działo bezpośrednio przed upadkiem" - powiedział. Zaznaczył, że nawet jeśli samolot leciał wprost na pas, to już spadając mógł zboczyć z kursu.
"Siłom Powietrznym zależy na dogłębnym wyjaśnieniu okoliczności katastrofy" - podkreślił Grzegorzewski. "Należy się to rodzinom zabitych w wypadku, lotnikom i pasażerom, którzy będą latać samolotami tego samego typu, musimy być pewni, że samolot jest bezpieczny" - dodał.
Wojskowy samolot transportowy CASA C-295M rozbił się w ubiegłą środę podchodząc do lądowania w Mirosławcu. Zginęło 20 osób - czterech członków załogi i 16 oficerów wracających z konferencji w Warszawie. Przyczyny katastrofy bada specjalna komisja, która zakończyła już pierwszy etap prac; szczątki samolotu zostały zebrane i komisja przystępuje do analiz. Śledztwo prowadzi też prokuratura.(PAP)
brw/ malk/ woj/