Głos na "nie" w przyszłorocznym referendum w sprawie Traktatu Reformującego UE oznaczać będzie izolację Irlandii wśród krajów bloku - ostrzegł w opublikowanym w piątek wywiadzie premier Bertie Ahern.
Irlandia jest jedynym krajem, w którym istnieje ustawowy wymóg poddania pod referendum traktatu, podpisanego w czwartek w Lizbonie przez przywódców "27". Wszystkie kraje muszą ratyfikować dokument przed jego wejściem w życie w 2009 roku.
Ahern powiedział gazecie "Irish Times", że rząd musi "wygrać" to referendum. Jak dodał, odrzucenie traktatu oznaczałoby dla Irlandii "ogromny krok wstecz pod każdym względem".
"Implikacje są dość oczywiste. Odcięlibyśmy siebie od Europy i pozbawili prawa uczestniczenia w procesie decyzyjnym Europy" - zaznaczył premier.
Podkreślił, że "nie ma w irlandzkim społeczeństwie sektora", który nie ucierpiałby wskutek takiej decyzji wyborców.
Irlandzkie referendum jest oczekiwane w pierwszej połowie 2008 roku, a przeciwnicy traktatu już zwierają szeregi.
Na początku przyszłego roku do Irlandii wybiera się lider francuskiej skrajnej prawicy Jean-Marie Le Pen, by wspomóc kampanię przed referendum na "nie" - poinformował w czwartek jego współpracownik.
Opublikowany w czwartek w gazecie "Irish Sun" sondaż pokazał, że aż 72 proc. ankietowanych jest niezdecydowanych, 22 proc. popiera traktat, a 6 proc. jest przeciwnych.
Z ankiety wynika też, że 87 proc. uważa, że członkostwo w UE jest dobre dla Irlandii.
W 2001 roku Irlandczycy odrzucili w referendum Traktat Nicejski. Rządowi premiera Aherna zarzucano wówczas, że nie przeprowadził wystarczającej kampanii informacyjnej, że Irlandczycy byli zdezorientowani, a zwolennicy "tak" zbyt apatyczni.
Szybko zapadła decyzja, że referendum musi być powtórzone. We wrześniu 2002 r. rząd irlandzki postanowił że odbędzie się ono w 16 miesięcy po pierwszym. Irlandczycy poparli wówczas Traktat Nicejski.(PAP)
ksaj/ ro/
3299 arch.
