Prezydent Lech Kaczyński po piątkowym spotkaniu z Valerym Giscardem d'Estaing przyznał, że w kwestii unijnej konstytucji jest "w nieco większym stopniu sceptyczny" niż francuski polityk. Podkreślił jednak, że chodzi mu o treść, a nie nazwę dokumentu.
Zdaniem polskiego prezydenta, "Europie potrzebny jest traktat, który uporządkuje jej sprawy", ale musi on być zaakceptowany przez wszystkich członków UE. Przypomniał, że teraz - zgodnie z postanowieniami czerwcowego szczytu UE - w Unii trwa okres refleksji nad traktatem.
"Ale myślę, że - a moja dzisiejsza rozmowa jest tego najlepszym dowodem - skoro jesteśmy w Unii, to powinniśmy rozmawiać o różnego rodzaju rozwiązaniach" - dodał Lech Kaczyński.
Jak wyjaśnił, "jego osobiście" nie razi nazwa Traktat Konstytucyjny, ale o treść, która "powinna być dostosowana do obecnej rzeczywistości".
"To co mówię, oczywiście nie zmienia faktu, że Unia Europejska jest wartością bezprecedensową - nie tylko Europy, ale i cywilizacji w ogóle, przynajmniej tej, którą znamy (...) I oczywiście tę wartość należy podtrzymywać" - podkreślił polski prezydent.
Jak dodał, podczas rozmowy ze strony francuskiego polityka "padły stwierdzenia, z którymi się głęboko zgadza". "Że UE jest problemem, który nie rozwiązuje się z miesiąca na miesiąc, to jest sprawa generacji" - zaznaczył.
L. Kaczyński nie wykluczył przy tym, że być może kiedy do władzy - i w Polsce, i w Europie - dojdzie następne pokolenie przyjdzie w UE czas na inne rozwiązania i "nastanie ten stopień jedności europejskiej, którego sobie dzisiaj nie wyobrażamy". "W tej sprawie nie mówię nie, bo nie jest to kwestia mojej decyzji" - powiedział. (PAP)
agt/ par/