Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Proces o odszkodowanie za pomyłkę policji i złamany kręgosłup

0
Podziel się:

Dowódca grupy szturmowej, która przed rokiem przez pomyłkę wkroczyła do
mieszkania Piotra D., powalając go na podłogę i powodując złamanie kręgosłupa, tłumaczył w piątek
przed stołecznym sądem, że pod wskazanym adresem policjanci spodziewali się groźnych przestępców z
tzw. grupy mokotowskiej.

Dowódca grupy szturmowej, która przed rokiem przez pomyłkę wkroczyła do mieszkania Piotra D., powalając go na podłogę i powodując złamanie kręgosłupa, tłumaczył w piątek przed stołecznym sądem, że pod wskazanym adresem policjanci spodziewali się groźnych przestępców z tzw. grupy mokotowskiej.

Mieszkający w kawalerce w Wawrzyszewie informatyk domaga się od policji ponad 200 tys. zł odszkodowania. Pozwana komenda wojewódzka policji z Białegostoku (której funkcjonariusze dokonali zatrzymania) przyznaje, że doszło do pomyłki, ale płacić nie chce.

W piątek przed sądem w charakterze świadka zeznawał 34-letni Dariusz S. - funkcjonariusz z pododdziału antyterrorystycznego policji w Białymstoku, który był szefem grupy szturmowej oraz 37-letni Sebastian S. - policjant Centralnego Biura Śledczego z Warszawy.

Dariusz S. mówił, że akcję zatwierdził komendant główny policji, a zgodę na udział w niej policjantów z Białegostoku wyraziła komenda wojewódzka. "Chodziło o większą akcję i zatrzymanie członków grupy mokotowskiej (jedna z grup przestępczych działających w stolicy - PAP)" - powiedział świadek.

Jak dodał, pod wskazanym adresem miało się znajdować dwóch groźnych przestępców pochodzących ze Wschodu, którzy ukrywali się w Warszawie. Podkreślił, że akcją dowodził funkcjonariusz z CBŚ bądź z "terroru kryminalnego". Świadek, pytany o nazwisko tej osoby, powiedział, że nie pamięta teraz kto to był dodając, że można to sprawdzić w dokumentach.

Szef grupy szturmowej powiedział, że gdy policja zapukała do drzwi, ktoś otworzył je od wewnątrz. Funkcjonariusze weszli do środka z okrzykiem "policja, na ziemię". Świadek zeznał, że gdy wszedł do środka, Piotr D. leżał twarzą do ziemi skuty kajdankami. Koledzy, którzy weszli pierwsi, mówili potem, że zastosowali chwyt obezwładniający" - powiedział świadek. "Na łóżku była kobieta, wobec której nie zastosowano żadnego przymusu, gdyż wykonywała polecenia funkcjonariuszy" - dodał.

"Nic mi nie wiadomo, by w czasie wejścia do mieszkania ten mężczyzna (Piotr D.) był uderzony bądź kopnięty przez któregoś z funkcjonariuszy" - zeznał świadek. "Nie zrobiliśmy tam samowolki. Odpowiadamy tylko za zatrzymanie osoby i przekazujemy ją funkcjonariuszom procesowym" - powiedział białostocki policjant.

Jak dodał, przed akcją były dwie odprawy: w Zarządzie Operacji Antyterrorystycznych (obecnie Biuro Operacji Antyterrorystycznych) oraz w Komendzie Stołecznej Policji. "Ściągnięcie nas do Warszawy może świadczyć o tym, że chodziło o zatrzymanie kogoś groźnego, a nie zwykłego przestępcy. Gdyby było inaczej, nie ściągano by tylu osób" - powiedział.

Inny świadek, funkcjonariusz CBŚ z Warszawy, który także wszedł do mieszkania, powiedział przed sądem, że jeden z policjantów spytał dwukrotnie zatrzymanych, czy potrzebują pomocy medycznej. "Za każdym razem odpowiedzieli, że nie" - dodał.

KWP Białystok wskazuje, że to Komenda Główna Policji, której podlega CBŚ, miała informację, iż w mieszkaniu jest groźny przestępca i to dlatego w lutym 2008 r. o 6 rano doszło do tej pomyłki. "Bo do niej doszło, ale to nie nasza wina" - mówił po pierwszej rozprawie w maju tego roku mec. Janusz Radwański reprezentujący policję.

Według powoda, gdy policja zapukała do drzwi jego mieszkania, otworzył natychmiast i zobaczyłem kogoś w kominiarce. "Odwróciłem się plecami do drzwi chcąc przejść w głąb mieszkania. Wtedy poczułem silny ból w okolicach lędźwiowych. Siła uderzenia przemieściła mnie aż pod okno" - relacjonował. Gdy już skuty leżał na ziemi, do jego mieszkania wkroczyło troje nieumundurowanych policjantów i zaczęło się przesłuchanie. Dopiero wtedy się okazało, że doszło do pomyłki.

Według niego, już wtedy odczuwał silny ból w plecach, więc poszedł do lekarza. Prześwietlenie wykazało, że ma złamany kręgosłup. Musiał chodzić w gorsecie ortopedycznym. Do dziś musi unikać sportu, nie może też nosić ciężkich rzeczy.

Sprawą, w ramach Programu Spraw Precedensowych, zajęła się Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Proces ma być kontynuowany w listopadzie.(PAP)

gdy/ pz/ bk/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)