Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Proces Wachowskiego: prokurator chce roku w zawieszeniu

0
Podziel się:

Roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata i 11
tys. zł grzywny żąda prokurator dla Mieczysława Wachowskiego, b.
ministra w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy, za fałszywe
zeznania. "Zawsze byłem uczciwy" - mówi Wachowski wnosząc o
uniewinnienie. Wyrok - w piątek.

Roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata i 11 tys. zł grzywny żąda prokurator dla Mieczysława Wachowskiego, b. ministra w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy, za fałszywe zeznania. "Zawsze byłem uczciwy" - mówi Wachowski wnosząc o uniewinnienie. Wyrok - w piątek.

57-letniego Wachowskiego prokuratura oskarżyła o złożenie fałszywych zeznań w 2003 r. w prokuraturze w Piasecznie (grozi za to do 3 lat więzienia). Zaprzeczył on wtedy, by w 2001 r. dostał od biznesmena Sławomira M. 30 tys. dolarów jako zwrot części zainwestowanych przez siebie pieniędzy. W 2001 r. b. minister wyłożył 159 tys. dolarów na tworzoną przez niego i M. spółkę. Wspólny biznes nie wypalił.

M. - który ma oddzielny proces za oszustwo wobec Wachowskiego - twierdzi, że jeszcze w maju 2001 r. zwrócił mu część zainwestowanej kwoty - 30 tys. dolarów. Dowodem jest pokwitowanie odbioru przez Wachowskiego. On sam twierdzi, że pieniędzy nie dostał, a M. spreparował pokwitowanie, wykorzystując kartkę z jego podpisem "in blanco".

Według Wachowskiego, M. spreparował pokwitowanie po to, by uwiarygodnić twierdzenia Lecha Kaczyńskiego z 2001 r. (obecny prezydent RP był wtedy ministrem sprawiedliwości - PAP), że Wachowski to przestępca. "Właśnie dlatego to pokwitowanie nosi datę z maja 2001 r." - mówił w zeszłym roku Wachowski, dla którego wątek polityczny sprawy jest "oczywisty".

W środę sąd odstąpił od przesłuchania ostatniego świadka obrony, który był wzywany kilkakrotnie - ostatnio policja poinformowała, że mężczyzna wyjechał do Anglii i nie wiadomo, gdzie przebywa. Sędzia Grzegorz Romaniuk zamknął proces i udzielił głosu stronom.

"Wina oskarżonego nie budzi wątpliwości" - oświadczyła prokurator z Piaseczna, oskarżająca Wachowskiego, żądając dla niego kary roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata i 10800 zł grzywny oraz pokrycia kosztów sądowych.

Według oskarżenia Wachowski, który przesłuchany w sprawie o wyłudzenie przez Sławomira M. pieniędzy od niego zeznał, że nie dostał od tego biznesmena 30 tys. dolarów, zeznał nieprawdę. Prokurator uważa, że Wachowski w rzeczywistości dolary otrzymał, o czym świadczą i konsekwentne zeznania M. i pokwitowanie, na którym widnieje podpis Wachowskiego, czego oskarżony nie kwestionuje. Według zeznań M., w maju 2001 r. miał on w swym domu 10 tys. dolarów, w banku dobrał kolejne 20 tys. i umówił się z Wachowskim, że odda mu pieniądze na parkingu samochodowym przed Teatrem Wielkim w Warszawie. O tym, że mieli się umówić na spotkanie mają świadczyć billingi rozmów obu mężczyzn oraz wyciąg z banku potwierdzający, że M. podjął 20 tys. USD.

Odnosząc się do argumentu Wachowskiego, że Sławomir M. miał kartki z jego podpisami in blanco, prokurator pytała, po co biznesmen miałby je mieć. "Postępowanie wykazało, że pan Wachowski podpisał pokwitowanie, a nie podpisałby go, gdyby pieniędzy nie przyjął" - mówiła oskarżycielka dodając, że nie udało się ustalić, czy wcześniej napisano treść pokwitowania, czy też wcześniejszy był na papierze podpis Wachowskiego.

"Nie rozumiem, czemu pan Wachowski konsekwentnie zaprzecza, że doszło do zwrotu 30 tysięcy dolarów" - mówił mec. Dariusz Czamarski, pełnomocnik Sławomira M., który jest w tej sprawie oskarżycielem posiłkowym. Kwestionował on zeznania znajomej Wachowskiego dającej mu alibi na dzień, w którym miało dojść do przekazania pieniędzy. "Te zeznania pojawiły się dopiero 6 lat po fakcie, w sądzie, a nie w śledztwie. Do takich zeznań należy podchodzić bardzo ostrożnie" - mówił.

"Odpowiedź na pytanie, czemu pan Wachowski zaprzecza, że otrzymał 30 tys. dolarów, jest prosta: bo nie otrzymał" - replikował Czamarskiemu obrońca oskarżonego mec. Waldemar Kaim. Wskazywał, że to Wachowski w 2003 r., po tym jak nie doczekał się zwrotu 159 tys. dolarów od Sławomira M., zawiadomił prokuraturę o sprawie, z której - niezależnie od głównego wątku - wynikło oskarżenie o fałszywe zeznania.

"Zanim sprawa znalazła się w prokuraturze, nigdy wcześniej pan M. w swoich rozliczeniach nie przedstawił tego pokwitowania. Nie mówił, że już zwrócił 30 tys. dolarów, a to by pomniejszało sumę, jaką ma oddać" - przekonywał mec. Kaim podkreślając, że treści pokwitowania nie pisał Wachowski - jego jest jedynie podpis. "Dowody nie mogą budzić wątpliwości, a sąd musi być dogłębnie przekonany, że wyrok odpowiada prawdzie i jest sprawiedliwy" - zakończył, wnosząc o uniewinnienie.

Sam Wachowski powtórzył, że nie przyznaje się do fałszywego zeznania, a oskarżenie go o nie "to jakieś nieporozumienie". "To ja zostałem oszukany. Gdy komornik zajmował majątek pana M. prostą rzeczą było pokazać pokwitowanie na 30 tysięcy dolarów, by pomniejszyć sumę. A teraz prokuratura uznaje, że pan M. ma patent na mówienie prawdy, a ja nie?" - pytał podkreślając, że zawsze starał się być solidnym i uczciwym człowiekiem i że nigdy nie dopuścił się przestępstwa.

"Przecież przyznałbym, że dostałem 30 tys. dolarów, czemu miałbym tego nie zrobić? I czemu miałem przyjmować te pieniądze w jakiejś tajemniczej atmosferze na parkingu przed Teatrem Wielkim, zamiast u siebie w domu, przy herbacie, przeliczyć pieniądze i wypisać normalne pokwitowanie? Przecież mieszkamy niedaleko" - przekonywał Wachowski.

B. minister twierdził, że Sławomira M. "stać na wszelkie kłamstwo". Na dowód podał, że M. oskarżył go kiedyś o to, że na początku września 2001 r. przyjął od niego 25 tys. dolarów w zamian za załatwienie wizy USA, co dodatkowo potwierdziło na piśmie dwóch pracowników biznesmena.

"Byłoby słowo przeciw słowu, bo nie miałem jak się bronić. Gdyby nie to, że przypomniałem sobie, że od końca sierpnia do 13 września 2001 r. byłem na Majorce - o czym świadczą pieczątki w moim paszporcie - i 11 września dzwoniłem do mojej córki w USA pytając, czy wszystko z nią w porządku. Oświadczam, że także zdarzenie przed Teatrem Wielkim nie miało miejsca" - mówił Wachowski.

Jego proces, który toczy się przed Sądem Rejonowym Warszawa- Mokotów, prześladuje szczególny pech, co od dłuższego czasu uniemożliwia jego zakończenie. Mógł się on skończyć już w grudniu 2006 r., ale sędzia - w zaawansowanej ciąży - poszła na zwolnienie. W maju tegoż roku sprawa ruszyła pod przewodnictwem asesora Grzegorza Romaniuka.

W oddzielnym postępowaniu łódzka prokuratura zarzuca Wachowskiemu usiłowanie wyłudzenia 2 mln zł od biznesmena irackiego pochodzenia, w zamian za pomoc w zwolnieniu go z aresztu, próbę oszukania na milion zł łódzkich biznesmenów oraz ukrywanie tajnych dokumentów. B. minister nie przyznaje się do zarzucanych czynów. W tej sprawie Wachowski przez miesiąc przebywał w areszcie.

Wobec Wachowskiego wysuwano też wcześniej inne zarzuty, m.in. że w latach 90. za łapówkę wpłynął na prezydenta Wałęsę, by uniewinnił członka gangu pruszkowskiego Andrzeja Z., pseud. Słowik. Prokuratura tego nie potwierdziła. Od grudnia zeszłego roku Wachowski jest też oskarżony o oszustwo. Obok Wachowskiego na ławie oskarżonych zasiądzie także łódzki adwokat Jerzy P. oraz prawniczka Dorota O. (PAP)

wkt/ pz/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)