Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Prof. Dariusz Stola: pamiętać i nie kłamać

0
Podziel się:

Historyk prof. Dariusz Stola uczestnik sesji "Regiony pamięci. Europa
Środkowo-Wschodnia w perspektywie porównawczej" uważa że, aby z historii, nawet jej
najczarniejszych kart, wyciągać budujące wnioski, trzeba stosować proste zasady "pamiętać i nie
kłamać".

Historyk prof. Dariusz Stola uczestnik sesji "Regiony pamięci. Europa Środkowo-Wschodnia w perspektywie porównawczej" uważa że, aby z historii, nawet jej najczarniejszych kart, wyciągać budujące wnioski, trzeba stosować proste zasady "pamiętać i nie kłamać".

Historyk prof. Dariusz Stola wziął udział w konferencji "Regiony pamięci. Europa Środkowo-Wschodnia w perspektywie porównawczej" poświęconej pamięci o przemocy w XX wieku, w czasach wojen i pod rządami dyktatur.

PAP: Z każdym rokiem oddalamy się od końca PRL, od II wojny światowej a pamięć o tamtych czasach nie tylko nie blaknie, ale wydaje się być coraz bardziej żywa. Przeszłość wywołuje zaciekawienie i żywe dyskusje. Dlaczego tak się dzieje?

Dariusz Stola: Nie ma prostej zależności, że im coś jest bardziej odległe, tym mniej jest pamiętane. Pewne kwestie zdawałoby się zapomniane, uznawane za nieważne, po latach nagle stają się bardzo ważne. Czasami decydują o tym stosunki międzynarodowe, czasami kwestie polityczne, często zmiany pokoleniowe. Zmieniające się zainteresowanie okresem PRL można tłumaczyć przez porównanie z drugim pokoleniem emigrantów. Pierwsze pokolenie bardzo ciężko pracuje i nie myśli o tym, co było w "starym kraju". Natomiast drugie pokolenie, już urodzone na obczyźnie, jest ciekawe kraju pochodzenia swoich rodziców. W 1989 roku wszyscy jakby wyemigrowaliśmy do innego kraju. Krajobraz jest ten sam, budynki podobne, ale reguły rządzące życiem społecznym są zupełnie inne: gospodarka rynkowa, demokracja, nowe media, rewolucja technologiczna. Zauważyliśmy z kolegami, który uczą historii, że najmniejsze zainteresowanie młodzieży przeszłością było w końcu lat 90. A potem sytuacja się zmieniła, bo studia zaczęło pokolenie, które nic
nie wiedziało o PRL, nie miało stamtąd osobistych wspomnień. Dla nich to kraj, w którym mieszkali ich rodzice, kraj śmieszny i straszny. Te nowe pokolenia wykazują większą ciekawość przeszłości.

PAP: A dlaczego ożywiła się pamięć o II wojnie światowej?

D.S.: W Polsce pamięć tej wojny była zawsze żywa, w pewnych okresach może mniej to było widoczne w debatach publicznych, i może trochę stłumione pilnymi sprawami bieżącymi. W latach 90. ciężko pracowaliśmy, koszty transformacji były wysokie, przyszłość niepewna. Teraz możemy pozwolić sobie na pewien komfort zajęcia się sprawami wykraczającymi poza codzienne potrzeby.

Podkreślę jeszcze, że nie wspominamy II wojny światowej tak samo jak w latach 60. Wtedy Polacy myśleli o niej inaczej. Pamięć jest bowiem rzeczą żywą. Siłą, która ją napędza, nie jest to, co zdarzyło się kiedyś, tylko to, co dzieje się teraz. A głównym celem sięgania do przeszłości jest poszukiwanie sensu, budowanie swej tożsamości. Jak powiedział prof. Andrzej Szpociński jest to "budowanie więzi z przodkami, których w tej przeszłości sobie wybieramy, do których nawiązujemy. To rodzaj wyboru, który pokazuje z kim się solidaryzujemy, czyli kim jesteśmy lub pragniemy być".

Mam wrażenie, że współcześnie Polacy odczuwają silny związek z pokoleniem II wojny światowej jako pokoleniem ofiar. Dlaczego tak ważna jest kwestia ofiar zbrodni sowieckich? Bo one nie tylko były ofiarami obcej przemocy, ale miały być też zapomniane. Tutaj pojawia się moralne wezwanie: pamiętaj, nie zapomnij.

PAP: Co pan sądzi o martyrologicznym aspekcie naszej pamięci historycznej?

D.S.: Był ważną cechą naszej kultury narodowej. I nie bez racji, bo Polacy wielokrotnie w XIX i XX wieku bywali przedmiotem represji jako naród. Cierpiętnicza wizja naszej historii nie jest fałszywa, ale bywa przerysowywana, aż do śmieszności. To nadużywanie pamięci o dawnych cierpieniach jest niedobre. Ofiarom należy się szacunek, ich instrumentalne traktowanie oznacza brak należnego szacunku. Gdy z powoływania się na cierpienia naszych przodków wynikają jakieś zobowiązanie moralne dla nas, to dobrze, ale jeśli ma ono tylko dawać komuś korzyści czy poczucie moralnej wyższości, które do niczego nie zobowiązuje i nic nie kosztuje, to widzę w tym nadużycie i zniewagę wobec tych przodków. Warto zadać sobie pytanie: co oni by na to powiedzieli? Niestety dawne nieszczęścia Polaków były i bywają u nas wykorzystywane.

PAP: Co może zagrozić pamięci o przeszłości?

D.S.: Bardzo różne czynniki mogą osłabiać lub wypaczać pamięć. Wspomnę tylko o jednej rzeczy. Mniej więcej dziesięć lat temu politycy przekonali się, że przeszłość jest pewnym kapitałem politycznym, który umiejętnie eksploatowany daje zyski. I od tego czasu zaczął się karnawał używania i nadużywania historii, nierzadko w cyniczny sposób. To nie tylko niestosowne i niesmaczne, ale na dłuższą metę bardzo szkodliwe. Młode pokolenie dostrzega, choćby niewyraźnie, fałsz i cynizm takich nadużyć i może odwracać się od przeszłości, sądząc, że cała jest tym skażona. A przecież przeszłość jest naszym dobrem wspólnym - tym, co mamy wspólnego jako Polacy. Jeśli będziemy jej cynicznie używać, stracimy to, co nas głęboko łączy.

PAP: Jeśli politycy używają instrumentalnie historii, czy w takim razie państwo i jego agendy powinny prowadzić politykę pamięci?

D.S.: Każde państwo taką politykę prowadzi, raz bardziej widoczną, innym razem subtelną, czasem w formach tak oczywistych, że aż niewidocznych. Kto z nas zastanawia się czyje portrety mamy na banknotach i dlaczego właśnie takie? Pytanie, które winniśmy stawiać, nie brzmi zatem, czy prowadzić politykę pamięci?, ale jaką politykę pamięci, wedle jakich zasad i w jakich celach? To materia delikatna, a zarazem cenna, wymaga roztropności.

PAP: Czy w porównaniu z innymi narodami jesteśmy bardziej skłonni do przeżywania przeszłości, bardziej drażliwi na jej punkcie?

D.S.: Rożni obserwatorzy stwierdzali, że kultura polska jest zwrócona ku przeszłości bardziej niż inne. Niewiele jest krajów, w których, tak jak w Polsce, praktykuje się powszechnie rytuały odtwarzania związku z przeszłymi pokoleniami, budowania z nimi więzi, jak to czynimy choćby w dzień Wszystkich Świętych i dzień Zaduszny. Ponadto, Polska miała to nieszczęście, że została w XX wieku dotknięta przez dramatyczne, krwawe, bolesne wydarzenia. Znalezienie opowieści o nich, które byłyby zarazem prawdziwe i zgodne z opowieściami prywatnymi - rodzinnymi i środowiskowymi, wymaga czasu i wysiłku. Do tego, przez czterdzieści lat komuniści systematycznie zakłamywali wiele rzeczy: to, co w sferze pamięci mieszkańcy Europy Zachodniej mogli robić od zakończenia wojny, my robimy swobodnie dopiero od dwudziestu lat. Nie chodzi tu tylko o takie kwestie jak Katyń. Jednym z tematów, nad którym szczera publiczna rozmowa mogła zacząć się stosunkowo niedawno jest kwestia reakcji Polaków na zagładę Żydów podczas II wojny
światowej.

PAP: Co sądzi pan o "Pokłosiu" w kontekście trwania i budowania pamięci?

D.S.: Filmu jeszcze nie widziałem, lecz czytałem kilka tekstów na jego temat i zauważyłem schematyzm reakcji, zwłaszcza głosów krytycznych czy wręcz wrogich. Chciałbym zwrócić uwagę na dziwną asymetrię w traktowaniu dwu trudnych tematów. Z jednej strony mamy kwestię tragedii Żydów, która rozegrała się na naszej ziemi, na oczach naszych rodziców czy dziadków, i kwestię stosunku Polaków do niej. Z drugiej strony mamy okres komunistyczny, ze wszystkimi jego nieprawościami i krzywdami, które z reguły wyrządzali nie Sowieci (obecni w tle), czy kosmici, lecz inni Polacy. Dla mnie jest oczywiste, że pogłębionej refleksji i poważnej debaty wymagają obydwie te kwestie. Tymczasem zauważyłem, że są ludzie, którzy wzywają, żeby zając się jedną, powołując się na argumenty, że jesteśmy to winni ofiarom, że dzięki temu sami się lepiej zrozumiemy, poznamy, co to jest człowieczeństwo, unikniemy błędów w przyszłości, itd., lecz alergicznie reagują na drugą. I odwrotnie, inni, przywołując takie same argumenty, chcą roztrząsać
tę drugą kwestię, a zostawić tę pierwszą. I nie widzą wewnętrznej sprzeczności sowich postaw.

PAP: Czy pamięć i tożsamość można budować na wstydzie, czy też na dumie z własnej przeszłość. Czy na obu tych uczuciach?

D.S.: Na dumie buduje się łatwiej, ale podejmując tematy wstydliwe nie musimy na wstydzie się zatrzymywać. Na konferencji "Genealogie pamięci" ktoś zacytował słowa niemieckiego myśliciela: "mieliśmy haniebną przeszłość, ale teraz mamy dobrą pamięć". Niemcy solidnie przepracowali nazistowską przeszłość, i trzeba to docenić, nawet jeśli ta praca nie była doskonała. Chcę powiedzieć, że pewne wydarzenia z przeszłości mogą być powodem do wstydu, ale to, co z nimi zrobimy dzisiaj, jak będziemy o nich mówić, może stanowić powód do dumy. Tak więc, paradoksalnie, budujące wnioski można wyciągać nawet z historii, u których początku leżą rzeczy straszne. Aby to osiągnąć wystarczy stosować się do prostych zasad: pamiętam i nie kłamię.

Rozmawiał Tomasz Stańczyk (PAP)

Konferencja, zorganizowana przez Europejską Sieć Pamięć i Solidarność, Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, Szkołę Wyższą Psychologii Społecznej i Freie Universitaet Berlin odbyła się w dniach 26-28 listopada w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie.

tst/ abe/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)