Uzgodniony na szczycie w Lizbonie Traktat Reformujący UE to dokument przyzwoity, ale nie "wielki" - ocenił w piątek politolog prof. Roman Kuźniar. Sprawa mechanizmu z Joaniny jest - jego zdaniem - "niepotrzebnym zwycięstwem" polskiej delegacji.
W nocy z czwartku na piątek przywódcy 27 państw UE porozumieli się w sprawie ostatecznego kształtu nowego Traktatu Reformującego UE. Postulowany przez Polskę kompromis z Joaniny, czyli mechanizm umożliwiający odwlekanie decyzji w UE, będzie prawnie wiążący; zostanie zdefiniowany w deklaracji dołączonej do traktatu. Ponadto do traktatu dołączony został dodatkowy protokół, który gwarantuje, że wszelkie zmiany mogą być w przyszłości wprowadzone do mechanizmu z Joaniny tylko jednomyślną decyzją wszystkich państw UE, a więc za zgodą Polski.
Jak powiedział PAP prof. Kuźniar, to osiągnięcie polskiej delegacji jest "zbędne z polskiego punktu widzenia i szkodzące sprawności Unii Europejskiej". Podobnie jak - jego zdaniem - podtrzymanie decyzji o przyłączeniu do brytyjskiego protokołu ograniczającego stosowanie Karty Praw Podstawowych (która gwarantuje najważniejsze prawa obywatelskie, ekonomiczne i socjalne obywateli UE).
Zastrzegł przy tym, że nie należy przeceniać "szkodliwości podniesienia do rangi umownej mechanizmu z Joaniny". Dodał, że ten mechanizm istniał w UE od kilkunastu lat, ale był rzadko wykorzystywany. "Miejmy nadzieję, że Polska też nie będzie go nadużywać" - dodał. Wyraził również nadzieję, że Polska zmieni stanowisko w sprawie Karty.
Prof. Kuźniar nie był zaskoczony tak szybkim porozumieniem na szczycie. "Ja właściwie spodziewałem się tego" - przyznał. Jego zdaniem, wszystkie najważniejsze ustalenia zapadły już na czerwcowym szczycie UE w Brukseli. "Można powiedzieć, że sprawy się potoczyły zgodnie z oczekiwaniami" - ocenił.
Według eksperta, nie należy przeceniać znaczenia przyjętego na szczycie Traktatu Reformującego UE. "Nie jest to wielki traktat; jest to przyzwoity dokument. Chcielibyśmy więcej" - powiedział. Dodał jednak, że choć dokument jest "o wiele mniej ambitny niż Traktat Konstytucyjny", to da polityczny impuls do przełamania impasu w Unii Europejskiej.
Kuźniar przewiduje, że następny krok w kierunku większej jedności Unia uczyni nie wcześniej niż za 4-5 lat. Jego zdaniem, Wspólnota nadal potrzebuje czasu na "przetrawienie" niedawnego rozszerzenia o 12 państw. "Unia musi najpierw powrócić do swojej wewnętrznej sprawności. Dopiero wówczas - jeśli będą potrzeby wewnętrzne, jeżeli coś będzie dokuczało, uwierało - może się pojawić atmosfera dla kolejnego kroku" - uważa.
Rozmówca PAP spodziewa się, że ratyfikacja Traktatu Reformującego powinna przebiegać bez problemów, właśnie dlatego - jak tłumaczył - że jest to dokument "minimalistyczny". "Trudno zakładać, że któryś z krajów - niezależnie od wyboru drogi ratyfikacji - będzie chciał go odrzucić" - uważa Kuźniar.
Pojawiające się sugestie, że Francja wsparła nasze postulaty w Lizbonie w zamian za to, że Polska zdecydowała się wysłać więcej, niż planowała, żołnierzy do Czadu, Kuźniar uznał za mało prawdopodobne. "Gdyby takie porozumienia miały miejsce, to by bardzo źle świadczyło o obu stronach - i o Francji, i o Polsce. Ale ja nie wierzę w taką możliwość" - powiedział.(PAP)
agt/ ura/ gma/