Mam poczucie lekkiego zawodu - tak prof. Wojciech Roszkowski ocenił wtorkowy wyrok Sądu Apelacyjnego w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń. Jednocześnie wyraził zadowolenie, że sprawa zakończyła się po tylu latach.
Roszkowski w rozmowie z PAP zwrócił uwagę na złagodzenie kary dla głównego oskarżonego. Dodał, że wina wydaje się nie podlegać żadnej wątpliwości. "Czy jest to kara adekwatna? Zginęli ludzie, a jest wyrok 6 lat. W przypadku zabójstwa pojedynczej osoby przez pojedynczą osobę z reguły feruje się wyższe wyroki" - mówił Roszkowski.
Według niego sprawę komplikuje fakt, że "grupa ludzi została zamordowana przez drugą grupę ludzi", więc sąd miał trudności z określeniem stopnia odpowiedzialności za zabójstwo. "Bo to było niewątpliwe zabójstwo" - podkreślił profesor.
Według niego, istotne jest, że sprawa znalazła swój finał, ponieważ "rodziny ofiar, były przez te wszystkie lata ofiarami tej zbrodni i niemożności jej osądzenia". "To rodziny noszą ciężar tej tragedii i były narażone na dodatkowe cierpienia w trakcie procesów, które były skandaliczne, gdzie sprawcy szydzili z wymiaru sprawiedliwości" - dodał.
SA we wtorek utrzymał zasadniczy kształt wyroku sądu pierwszej instancji, zmieniając jednak wysokość kar. Byłego dowódcę plutonu specjalnego ZOMO Romualda Cieślaka sąd skazał na 6 lat więzienia. W pierwszej instancji Cieślak został skazany za to na 11 lat więzienia. Ponadto 13 podwładnych Cieślaka dostało wyroki od 3,5 do 4 lat więzienia, czyli wyższe wyroki niż te wymierzone im przed rokiem przez katowicki sąd okręgowy. (PAP)
bpi/ mow/ jbr/