Utrzymania wyroków skazujących wobec zomowców pacyfikujących kopalnię "Wujek" domagają się od Sądu Najwyższego prokurator i pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych.
SN rozpatruje w środę kasacje obrony 12 zomowców skazanych na kary od 3,5 do 6 lat więzienia za pacyfikację kopalni "Wujek", gdzie w 1981 r. od ich strzałów zginęło 9 górników.
Adwokaci chcą albo ich uniewinnienia, albo zwrotu ich spraw do sądu I bądź II instancji. Twierdzą, że zomowcy działali "na rozkaz", strzelając tylko w powietrze i "w obronie koniecznej. Adwokat skazanego na 6 lat dowódcy plutonu specjalnego ZOMO Romualda Cieślaka wnosi, by SN wystąpił do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie pojęcia "zbrodni komunistycznej" - jako nieprecyzyjnej.
Prokurator wniósł o oddalenie wszystkich kasacji, dowodząc że sądy orzekające nie popełniły żadnych błędów. "W przeważającej części kasacje są całkowicie bezzasadne" - mówił. Podkreślał, że ich autorzy traktują SN, jakby był on kolejną instancją, przed którą można by kwestionować materiał dowodowy, a jest on przecież "sądem nad sądem".
Oddalenia kasacji jako niespełniających wymogów formalnych żądał także pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych (czyli rodzin zabitych) mec. Janusz Margasiński. "Są one najczęściej tylko polemiką z sądami" - dodał.
"To były zaplanowane akcje po to by zabić i zastraszyć, aby nie strajkowano przeciw stanowi wojennemu" - mówił adwokat o wydarzeniach z 1981 r. Podkreślił, że oskarżyciele nie są zadowoleni jeśli chodzi o kwalifikację prawną czynu zomowców.
Zarówno prokurator, jak i pełnomocnik sprzeciwili się wnioskowi obrony by SN wystąpił z pytaniem prawnym do TK. (PAP)
sta/ wkr/ mow/