Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Prokuratura: nie było dowodów ws. przecieku z afery gruntowej

0
Podziel się:

W żadnej z badanych wersji ewentualnego przecieku nie udało się znaleźć
jednoznacznych dowodów na popełnienie przestępstwa - uzasadniał w czwartek warszawski prokurator
okręgowy Andrzej Janecki decyzję o umorzeniu śledztwa w sprawie przecieku z tzw. afery gruntowej.

W żadnej z badanych wersji ewentualnego przecieku nie udało się znaleźć jednoznacznych dowodów na popełnienie przestępstwa - uzasadniał w czwartek warszawski prokurator okręgowy Andrzej Janecki decyzję o umorzeniu śledztwa w sprawie przecieku z tzw. afery gruntowej.

Do końca listopada, jak poinformowała prokuratura, jest natomiast przedłużone śledztwo dotyczące składania fałszywych zeznań i utrudniania postępowania ws. przecieku z tzw. afery gruntowej przez m.in. b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka.

Jak powiedział Janecki na zwołanej w siedzibie prokuratury konferencji prasowej, postępowanie w sprawie przecieku zostało umorzone, gdyż "brak było danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa". Wyjaśnił, iż w postępowaniu brano pod uwagę kilka wersji, w żadnej nie było jednak "materialnych i bezpośrednich dowodów wskazujących na jednoznaczne rozstrzygnięcie".

Jak dodał, tego typu postępowania dotyczące ujawnienia tajemnicy państwowej opierają się zazwyczaj na poszlakach. By jednak - podkreślał - mogło dojść do jednoznacznego rozstrzygnięcia (postawienia zarzutów - PAP), "łańcuch poszlak musi być ścisły", a w przypadku śledztwa dot. przecieku z afery gruntowej "wszystkie łańcuchy poszlak zawierały luki".

Z kolei, jeden z prokuratorów prowadzących sprawę - Grzegorz Jaremko - powiedział, iż zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego jeśli brak jest ciągu powiązanych poszlak to nikomu nie można postawić zarzutu. "Niedających się usunąć wątpliwości nie wolno interpretować na niekorzyść osób podejrzewanych" - mówił.

Prokuratorzy podali, iż w czasie prowadzonego od 2007 r. śledztwa przesłuchano ponad 250 świadków, zasięgano opinii biegłych i ekspertów. Przedstawiciele prokuratury zapewnili, iż skrupulatnie zbadano siedem wersji ewentualnego przecieku.

Jedną z nich, jak powiedzieli - była ta "najbardziej znana", według której o akcji CBA ówczesnego wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera uprzedził ówczesny szef MSWiA Janusz Kaczmarek, poprzez posła Samoobrony Lecha Woszczerowicza i biznesmena Ryszarda Krauzego. W tym przypadku istniały poszlaki - wiadomo było np., że doszło do spotkań Krauzego z Kaczmarkiem w hotelu Marriott, a później z Woszczerowiczem, ale nie było dowodów świadczących o tym, że b. szef MSWiA o akcji uprzedzał.

"Wersja ta mimo największego, jakby się wydawało, prawdopodobieństwa miała jednak szereg punktów słabych" - zaznaczył Jaremko. Dodał, że choć było wiadomo, że Kaczmarek spotkał się z biznesmenem, ale nie udało się określić, czego dotyczyła rozmowa. "Podstawowym warunkiem dla bytu przestępstwa jest wiadomość o treści informacji" - zaznaczył.

Ponadto, jak mówił prokurator, jeśli informacja ta hipotetycznie zostałaby później przekazana Woszczerowiczowi, to dlaczego poseł dopiero następnego dnia spotkał się z Lepperem. "Spotkanie Krauzego i Woszczerowicza zakończyło się około 25 minut po północy, pomimo tego Woszczerowicz (...) nie skorzystał z żadnego środka transportu i nie pojechał do Leppera, tylko udał się na spoczynek do hotelu sejmowego" - mówił. Dodał, że dopiero następnego dnia w godzinach porannych przybył do Ministerstwa Rolnictwa. "Woszczerowicz mógł do ministerstwa udać się w każdej chwili, bez zapowiadania wizyt u Leppera (...), ale krążył około minuty przed ministerstwem i dopiero później udał się do sekretariatu Leppera i oczekiwał w kolejce" - wskazywał Jaremko.

Jaremko powiedział, że w jego ocenie, w przypadku ewentualnego przecieku i uzyskania tak ważnej informacji Woszczerowicz nie czekałby do rana na spotkanie z Lepperem.

Inną z wersji analizowanych przez prokuratorów była taka, że przeciek pochodził od ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry lub jego współpracowników. Momentem hipotetycznego przecieku sprawdzanym przez prokuratorów mogła być kolacja w restauracji 5 lipca, w której uczestniczyli poza Ziobrą jego współpracownik Paweł Wilkoszewski i kobieta, która kończyła pracę w resorcie. Wersja ta, jak powiedzieli prokuratorzy, szybko została "zweryfikowana negatywnie".

Prokuratorzy sprawdzali też m.in., czy tajemnica nie została ujawniona poprzez samych funkcjonariuszy CBA, którzy wiedzieli o planowanej akcji lub funkcjonariuszy BOR ochraniających Ziobrę lub Kaczmarka. Kolejną rozpatrywaną wersją była taka, że do przecieku mogło dojść na spotkaniu premiera Jarosława Kaczyńskiego z ówczesnymi wicepremierami Lepperem, Przemysławem Gosiewskim i Romanem Giertychem.

"Brak jest też dowodów na to, aby w dniu 5 lipca 2007 r. prezydent Lech Kaczyński wiedział, że na dzień następny planowana jest realizacja CBA" - powiedzieli także prokuratorzy.

Śledczy sprawdzali również informacje przekazane przez Romana Giertycha. Były wicepremier twierdził, że poseł LPR Wojciech Wierzejski na trzy-cztery dni przed akcją CBA był sondowany przez polityków PiS, jak zachowa się Liga po szykowanej "bombie na Leppera". Analizowano również wersję, według której źródłem mógł być też były senator PiS Jarosław Chmielewski (zatrzymany przez CBA w lipcu 2008 r. w związku z aferą gruntową). Istniały podejrzenia, że mógł on uprzedzać Andrzeja K. o tym, że Piotr Ryba jest podsłuchiwany, już w kwietniu 2007 r.

Analizowano też - jak mówił prokurator - wersję samego Leppera, że o grożącym mu niebezpieczeństwie informowała go anonimowa osoba, oraz informacje, według których takie sygnały miał przekazać jednemu z posłów Samoobrony abp Sławoj Leszek Głódź. Wersję tę, podobnie jak poprzednie, również wykluczono.

Prokuratorzy zaznaczyli jednak, iż decyzja o umorzeniu postępowania nie jest jeszcze prawomocna. Wyjaśnili, że wciąż na rozpoznanie przez sąd oczekuje zażalenie CBA na odrzucenie wniosku dotyczącego uznania Biura za pokrzywdzone w sprawie.

Z kolei, jak podano, śledztwo dotyczące składania fałszywych zeznań i utrudniania postępowania ws. przecieku z tzw. afery gruntowej przez m.in. b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka zostało przedłużone do końca listopada br. "Dopiero pod koniec tego okresu będziemy mogli mówić co dalej z tym postępowaniem, także prokurator prowadzący będzie podejmował decyzję, w jakim stopniu dzisiejsza decyzja będzie miała wpływ na jego śledztwo" - powiedział Janecki.

Kaczmarek, a także b. komendant główny policji Konrad Kornatowski i b. szef PZU Jaromir Netzel zostali zatrzymani w sierpniu 2007 r. właśnie w związku z domniemanym przeciekiem. Na specjalnej konferencji prasowej ówczesny wiceprokurator generalny Jerzy Engelking prezentował, jak miało do niego dojść. "Źródłem" miał być Kaczmarek, który uprzedził Leppera poprzez Woszczerowicza i Krauzego. Ani b. szef MSWiA, ani też Kornatowski i Netzel nie usłyszeli zarzutów dotyczących samego przecieku. Wszyscy trzej zaskarżyli decyzje prokuratury o ich zatrzymaniu oraz zastosowaniu poręczenia majątkowego i dozoru policyjnego, a sąd uchylił zastosowane wobec nich środki zapobiegawcze. Uznał też zatrzymanie Kaczmarka "za bezzasadne i nieprawidłowe".

Do finału głośnej sprawy - tzw. afery gruntowej - doszło w lipcu 2007 r. CBA, podstawiając swoich agentów, wykryło, że dwóch mężczyzn, powołując się na wpływy w Ministerstwie Rolnictwa, oferowało za łapówkę przekształcenie gruntów na Mazurach z rolnych na budowlane. Łapówka miała być dla ówczesnego wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera. Na skutek - jak wówczas mówiono - przecieku akcja została przerwana. Andrzej K. nie wziął walizki z pieniędzmi dostarczonymi przez agentów CBA.

Mężczyzn - Piotra Rybę i Andrzeja K. - skazano w procesie o płatną protekcję, Lepper został zdymisjonowany (ówczesny premier Jarosław Kaczyński uznał, że jest on w kręgu podejrzeń). Afera spowodowała rozpad koalicji PiS-Samoobrona-LPR i nowe wybory, w wyniku których władzę przejęła PO z PSL.

Jak powiedział drugi z prokuratorów prowadzących umorzoną sprawę ws. przecieku - Paweł Wierzchołowski - nie ma jednak żadnego bezpośredniego dowodu wskazującego, że Ryba i K. zostali ostrzeżeni o akcji. "To, że oni pieniędzy nie podjęli, to jest skutek tego, że nie dysponowali decyzją o odrolnieniu, a umowa, jaką zawarli przewidywała decyzję za pieniądze" - mówił. (PAP)

mja/ pru/ malk/ bk/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)